W każdym biznesie cele są ważne, ALE biznes związany z pomaganiem innym Ludziom ZAWSZE zaczyna się od Ciebie. W tym biznesie Twoje Wielkie PO CO, na które składa się i Twoja życiowa misja, i Twoje wartości, i Twoje motywacje, przoduje. Czy o tym wiesz… czy nie. Czy na tym świadomie bazujesz… czy nie. Kiedy jesteś coachem, terapeutą, psychoterapeutą, uzdrowicielem, masażystą, trenerem personalnym, konsultantem, osteopatą, naturopatą itp. Twój biznes zaczyna się… od Ciebie.
Aby Ci to pokazać, pozwól że opowiem Ci historię.
Kilka tygodni temu spotkałam człowieka, który parę lat wcześniej był na moich warsztatach. Patrzę na niego i widzę, że promienieje. Dodatkowo wygląda o niebo lepiej, niż te kilka lat wcześniej. Zachwycona taką przemianą komplementuję go i pytam, co się stało i jak doszedł do tego punktu w życiu. Słyszę, że w międzyczasie uznał, że nie może robić tego, co robił. Zrezygnował z pracy, ale nie wiedział, co chce robić w zamian. Miał oszczędności, więc nie spieszyło mu się ze znalezieniem alternatywnej pracy, szczególnie, że na wtedy się wypalił i nie miał pojęcia, czy i co robić chce. Skończyło się to depresją. Siedzeniem na kanapie. Przybraniem dodatkowych 20 kg i separacją. Kiedy był „na dnie” i już nawet nie miał siły wstać z kanapy, „przypadkiem” trafił pod skrzydła trenerki personalnej. Mówił o niej „taka mała dziewczynka” 😉 i jakoś go zmotywowała do tego, żeby zaczął ćwiczyć… Teraz uśmiecha się i mówi: „i zgadnij co się stało”. Patrzę na ten uśmiech i myślę sobie, że musiało stać się dużo, biorąc pod uwagę, jak dziś wygląda i z jakim zapałem opowiada, ale odpowiadam tylko „no co się stało?”. „Schudłem 50 kg, czuję się młodziej niż kiedykolwiek, jem zdrowo i mam chyba dzięki temu jakąś taką lekkość w sobie, wróciłem do pracy – robię to samo, co kiedyś, ale już nie tak samo i okazuje się, że to jednak jest moja pasja i że ja się w tym realizuję, a dodatkowo powoli z żoną do siebie wracamy i ta separacja dobrze nam zrobiła”.
Po takiej opowieści wzięłam namiary do tej „takiej małej dziewczynki”, bo byłam ogromnie ciekawa tego magicznego sposobu na „jakoś mnie zmotywowała”. Zadzwoniłam. Pogadałam i wiedziałam już, że ze względu na to, gdzie jest siłownia, w której ona treningi prowadzi, to ja się na to nie zdecyduję, ale zapytałam, czy mimo to chciałaby się ze mną spotkać. Zgodziła się i wyszła nam z tego piękna rozmowa 😊
Dowiedziałam się, że mając lat naście ta „mała dziewczynka” (rzeczywiście kobieta jest niska i na pierwszy rzut oka wydaje się być dość drobna) przechodziła anoreksję. Mówi, że wiedziała, że jest z nią beznadziejnie, jak zaczęła łapać się na tym, że nie może przesunąć krzesła, żeby usiąść. To był moment, kiedy zaczęła jeszcze bardziej dowalać sobie. Zaczęła się porównywać z tymi „którzy ćwiczą” i upatrywała w tym dowodu na to, że się do niczego nie nadaje, że nigdy nie będzie taka, jak oni. Kolejny gwóźdź, który wbijała sobie do trumny, ale nie wiedzieć czemu, ten ją bolał jakoś szczególnie. Później przeszła ogromną (i trudną) drogę, żeby wyjść z tego, w czym była. Dużo wysiłku kosztowało ją odbudowanie ciała. Cały czas w tym procesie patrzyła na tych niedoścignionych dla niej mistrzów sportu i wciąż czuła, że jest za nimi… że jeszcze wciąż nie może… że sobie nie radzi… ale cały czas szła do przodu. Kiedy w końcu trafiła na szkolenie dla instruktorów fitnessu zauważyła, że mimo że nie jest tak silna lub sprawna, jak niektórzy, to inni jednak chętnie z nią ćwiczą. Dostała mnóstwo dobrych informacji od ludzi z grupy, ale gdy ich pytała, co takiego ich do niej ciągnie, to mówili tylko, że czymś promieniuj, że coś takiego fajnego od niej bije, że widać, że z nią można przenosić góry… Nic konkretnego, ale wszystko miłe 😉 Zajęło jej jeszcze dwa lata, by zrozumieć, o co jej chodzi i co w związku z tym inni chyba w niej widzą.
Powiedziała mi, że fakt, że ona mogła się znaleźć na treningu, a już tym bardziej na szkoleniu dla instruktorów, był dla niej jak wyrwanie tego starego gwoździa i otworzenie wieka trumny. To był jej krzyk „a właśnie, że mogę!”. Powiedziała mi także, że ona nigdy nie myślała, że zostanie trenerem personalnym, ale bardzo się cieszy, że się tak stało. Dla niej ta praca jest niesieniem innym tego właśnie krzyku. Zależy jej na tym, żeby poprzez ćwiczenia, Ludzie doświadczyli tego samego, co ona – tego, że mogą… że się nadają… że są wystarczający… że nawet jeśli się wcześniej porównywali z jakąś częścią świata, to sami mogą tą częścią być… a nawet mogą być lepsi, niż kiedykolwiek myśleli, że jest to możliwe.
To jest jej praca. Jasne, że aby tego dokonać, ćwiczy, układa z Ludźmi plany, uczy ich ćwiczeń itd. To są narzędzia. Jej praca polega na czymś innym. Jej praca jest niesieniem krzyku „a właśnie, że mogę!”.
Powiedziała także, że jak tylko to zrozumiała, to dużo łatwiej zaczęło jej się układać z Klientami. Kiedyś miała pustawy grafik, ale jak zrozumiała o co jej chodzi, to zrozumiała także, że ona najlepiej będzie pracować z Ludźmi, którzy są w podobnym miejscu, co ona kiedyś… z Ludźmi, którzy są w dołku i myślą, że nie mogą… „Wiesz inni instruktorzy zazwyczaj nie lubią takich Klientów. Wolą jak Człowiek przychodzi zmotywowany i zapalony. Jasne, że trzeba z nim pracować, ale jak już mu zależy, to jest z górki. Czasem jednak przychodzą Ludzie, którzy wiedzą, że muszą, ale za grosz nie mają motywacji, a dodatkowo w głowie mają same czarne myśli. Ja to znam. Ja wiem, co wtedy zrobić. Dla innych może być to ciężki Klient, a dla mnie bułka z masłem. Ja właśnie wtedy czuję, że niosę ten krzyk.” A później dodaje ze śmiechem: „Dlatego inni odsyłają takich Klientów do mnie i czasem nie mam już gdzie ich wcisnąć”.
Dokładnie to się dzieje, kiedy pracując z innymi Ludźmi, zaczynasz biznes od siebie. Tak się układa, gdy idziesz przez życie, a więc także prowadzisz biznes związany z pomaganiem innym, w spójności z Twoim Wielkim PO CO (a zatem także z Twoją misją, wartościami i motywacjami).
Czy o tym wiesz, czy też nie… budując biznes nastawiony na pomaganie innym Ludziom i tak zaczynasz od siebie. Robisz to za każdym razem. Pytanie tylko, czy robisz to świadomie, czy też Twoim działaniem w obszarze biznesu (a także w każdym innym obszarze życia) rządzą niewidzialne, a zapisane głęboko w Twojej pamięci komórkowej, scenariusze…
Przyjrzyjmy się zatem wspólnie temu, jak (świadomie lub nie) wplatasz siebie w swój biznes. Na tym etapie piszę co prawda „świadomie, lub nie”, ALE to, czy dzieje się to świadomie ma akurat ogromne znaczenie! Jak przeczytasz do końca, to łatwo zauważysz, dlaczego 😉
Po pierwsze w tym, jak budujesz swój biznes nastawiony na pomaganie innym Ludziom, ogromne odzwierciedlenie ma Twoje Wielkie PO CO. Ta wewnętrzna siła, która cały czas kieruje Cię ku konkretnej destynacji. Ten podszept serca, co i jak zrobić… w którą stronę pójść, aby zrealizować swoją życiową misję. Więcej o tym, jak Wielkie PO CO działa możesz posłuchać TUTAJ>>> jednak w tym wpisie skoncentruję się na tym, by Ci pokazać, jak przejawia się ono w Twoim biznesie.
Na głębokim poziomie przejawia się w tym, PO CO sięgasz po konkretne działania i dlaczego wybierasz akurat takie. Co więcej na co dzień w ramach Twojego biznesu to PO CO ma przynajmniej 3 twarze:
To takie egoistyczny koło zamachowe, które tkwi w Tobie bardzo głęboko i warunkuje, co robisz. Dla mnie np. wolność jest bardzo istotna, dlatego moje super-egoistyczne, wewnętrzne koło zamachowe pilnuje, aby podejmowane przeze mnie działania doprowadzały do tego, że mogę robić to, co chcę, z kim chcę, kiedy chcę, gdzie chcę i tak długo lub krótko, jak chcę… oraz żeby było mnie na to stać 😉
Kolejne zębatki w naszej wewnętrznej machinie, które dbają o to, żeby podejmowane przez nas działania były spójne z Wielkim PO CO. Tym razem jednak mówimy o zębatce, której podstawowy fokus jest altruistyczny i skupia się na innych Ludziach. Przykładowo ja nienawidzę uzależniać od siebie Ludzi i wkurzają mnie metody, które przywiązują Klienta na dłuuugo do coacha, terapeuty, czy uzdrowiciela. Ja uznaję, że Człowiek, który do mnie przychodzi po-MOC jest Bohaterem swojego życia, a ja jestem jedynie przewodnikiem – pewnie jednym z wielu – którego na swojej drodze, akurat w tym jej kawałku, spotkał. Właśnie dlatego ja uwielbiam pokazywać drogę i kolejne jej kroki w taki sposób, by Ludzie z bezwolnych ofiar okoliczności, zmieniali się w Bohaterów Zdrowej Pełni… by krok za krokiem coraz prawdziwsze było dla nich zdanie: żyję życiem, które kocham, w którym kocham i które naprawdę ma znaczenie!
Następne kółko zębate, od którego zależy, czy cała Twoja wewnętrzna machina nabierze rozpędu. Aby ono ten rozmach nadało, to musi być spełniony konkretny warunek… To kółko dba o to, byś na co dzień czuł w konkretny sposób. Nie wiem, jak działa Twoje „kółko” 😉 Moje dba o to, żebym była spokojna, pełna energii (to się u mnie wiąże także z radością i zadowoleniem) i żebym miała korowe poczucie sensu, że to, co robię jest istotne, ma znaczenie i jest małą cegiełką do budowania świata. Dlatego ja np. nie mogę pracować z dokumentami (daj mi jakiś, a od razu go zgubię – nawet najważniejszy), bo one dla mnie nie mają żadnego sensu… Za to Człowiek sam w sobie jest dla mnie sensem. A jego dostęp do potencjału, który w sobie nosi, jest dla mnie ważny i warunkuje małe zmiany w różnych częściach świata.
Kiedy wszystkie te zębatki spójnie ze sobą działają, wówczas w obszarze biznesu realizujesz – zazwyczaj świadomie – swoje Wielkie PO CO.
Jednak dla większości coachów, terapeutów, uzdrowicieli, konsultantów, psychoterapeutów, naturopatów, trenerów personalnych, masażystów, osteopatów, bioenergoterapeutów i innych „pomagaczy” sytuacja wygląda zgoła inaczej ☹
Kobieta zgłosiła się do mnie z problemem prokrastynacji. Choć powinno być: „prokrastynacji”. Od lat, z dużym sukcesem, pracuje z Ludźmi. Wykorzystuje szereg metod, które dobrze zna. Pracuje zarówno 1×1, jak i prowadząc programy grupowe. Osoby, którym pomaga, cenią współpracę z nią i chętnie polecają ją innym. Wydawałoby się, że to obraz terapeutycznej sielanki a jednak…
Kobieta mówi, że od lat obserwuje u siebie wzorzec, w ramach którego utyka ze zrobieniem jakiegoś zadania na miesiące, lub lata. W międzyczasie jakoś sobie radzi, nawet jeśli coś „nie jest dopięte”, ale to niezałatwione zadanie cały huczy jej w głowie i zaburza spokój. Podchodziła do tego zagadnienia już na wiele różnych sposobów (różnymi metodami, jakie zna), ale wzorzec cały czas jest w jej życiu obecny i notorycznie drenuje ją z energii i dobrego samopoczucia.
Kiedy zaczęłyśmy pracować, poprosiłam ją, by wskazała jakiś namacalny konkret – sytuację, w której niezbicie widać ten wzorzec. Jej wybór padł na stronę internetową, której od bardzo długiego czasu nie mogła skończyć, mimo, że temat cały czas był w tle (miała już wybranego wykonawcę, wiele wcześniejszych miesięcy spędziła na doborze czcionek i innych elementów marki etc.). Kiedy o tym opowiadała, to okazało się, że ona nawet wie, dlaczego tę stronę chce skończyć…
Jak zaczęłam ją dopytywać, to okazało się, że jej przyjaciółka (robiąca zawodowo podobne rzeczy, jak ona sama) wielokrotnie rozmawiała z nią o korzyściach zautomatyzowanego systemu. „Ja nie wiem, jak Ty możesz wszystko robić ręcznie i tracić tak dużo czasu, na pisaniu z Ludźmi, którzy chcą wziąć udział w Twoim programie?! Pokażę Ci, jak to u mnie działa. Wystarczy kilka kliknięć i ktoś już jest zapisany, a pieniądze są na Twoim koncie. Nie tracisz czasu. Nie użerasz się z papierkami. Nie musisz ręcznie sprawdzać i ślęczeć nad nudnymi kwestiami. Możesz za to zająć się tym, co lubisz.”
Po tego typu komentarzach, usłyszanych wielokrotnie w ciągu ostatnich dwóch lat, Kobieta wiedziała, że czas zautomatyzowaną stronę postawić. Przekonała się nawet, że dzięki temu całość jej działań zawodowych będzie wyglądać bardziej profesjonalnie.
Problemem była jednak ta nieszczęsna „prokrastynacja”. A w słowach Kobiety, o której piszę, brzmiało to dokładnie: „jestem na siebie zła, bo najpierw odkładam coś miesiącami, a później się okazuje, że to było superproste i zajęło mi np. 3 godziny. Jakbym nie mogła zrobić tego wcześniej! Zmarnowałam tyle miesięcy na wyrzucanie sobie… na świecenie oczami przed kimś, komu obiecałam… na przepisywaniu po raz kolejny tego samego zadania do zrobienia… na myślach, jaka to ja jestem, że tego dopiąć nie mogę… a tu się okazało, że wystarczyły 3 godziny! Ja już od dłuższego czasu się nad tym zastanawiam i chyba chodzi o to, że gdzieś głęboko mam przekonanie, że sobie sama nie poradzę (nie jest ważne, jak banalne potem to zadanie się okazuje).”
Sprawdzamy zatem wspólnie, co jest pod spodem i z czym ta „prokrastynacja” jest związana. I co się okazuje? Okazuje się, że kiedy nie ma się dojścia do głębokich pokładów siebie (i do wszystkich 3 kół zębatych, o których było powyżej), to łatwo jest szukać u siebie dziury w całym i sobie dowalać na tysiące sposobów… A tymczasem
No właśnie. Tymczasem okazało się, że ta prokrastynacja – akurat w tym konkretnym przypadku – była całkiem zdrowym odruchem.
Otóż terapeutka, o której Ci opowiadam, nie znosi sprzedaży. Nie lubi nawet samej myśli o tym, że miałaby się sprzedawać, np. zachwalając swoją pracę, albo udowadniając komuś, że warto, lub że jej podejście jednak ma sens.
Nie znosi także bezosobowego podejścia. Ważny jest dla niej kontakt i relacja, którą nawiązuje z każdym uczestnikiem swoich programów (nawet jeśli odbywają się one w przestrzeni online.
Jej podskórna obawa – poparta doświadczeniami z innych kursów – brzmiała tak, że Ludzie zapisując się do programu z marszu, nie będą wiedzieli, czego się spodziewać i mogą być niezadowoleni. Mogą wyładowywać to niezadowolenie na niej, lub innych Uczestnikach. Ona wówczas będzie w sytuacji, w której będzie musiała ich przekonać; będzie musiała sprzedać im ideę tego programu tak, aby się jednak w niego zaangażowali. Możliwe również, że ich niezadowolenie będzie jak ziarno kiełkujące także wśród innych i wówczas czekają ją trudne rozmowy na forum grupy i reagowanie na całą listę obiekcji.
Kiedy jednak „na piechotę” zapisuje Ludzi do swoich programów, to pisze z nimi osobiście i ich dzięki temu poznaje. Każdego z nich z osobna. Może już wcześniej odpowiedzieć na ich pytania. Może kogoś do programu nie przyjąć, jak podczas takiego pisania okaże się, że ze sobą „nie klikają”. Jasne, kosztuje ją to sporo czasu, ale unika dzięki temu gorszych problemów, jakie mogłyby się zdarzyć w przyszłości.
Jak pewnie widzisz całość tej „prokrastynacji” była tak naprawdę wynikiem tego, że Kobieta próbowała dopiąć w swojej pracy coś, co mocno zaburzałoby realizację jej Wielkiego PO CO. Zagrożenie było takie, że dopięcie zautomatyzowanego procesu:
Wystarczyło, że Kobieta sobie to uświadomiła i od razu inaczej podeszła do tematu strony. Korzystne dla niej pytanie brzmiało: jak zaprojektować stronę i proces zapisu do programów, żeby oszczędzały mi one czas, a jednocześnie pozwalały wcześniej poznać Ludzi tak, abym mogła się upewnić, że rzeczywiście ja i mój program mogą im pomóc?
A pytanie pomocnicze brzmiało: co zawrzeć na stronie i podstronach, żeby sprzedawały za mnie; jak dobrać treści, żebym nie musiała sprzedawać siebie i odpowiadać na obiekcje?
Jak widzisz świadomość Twojego Wielkiego PO CO i jego przejawów w Twoim biznesie jest ogromnie ważna. Bez spójności na tym poziomie możesz skończyć, jak terapeutka, o której Ci opowiadam. Możesz sabotować swoje własne działania. Szukać dziury w całym i latami tkwić w miejscu, podczas gdy wystarczy podejść do sprawy adresując nie tylko zewnętrzne działania, ale także (jeśli nie przede wszystkim) Twoją wewnętrzną spójność z tymi działaniami.
W końcu biznes oparty na Tobie i na Twoim pomaganiu innym Ludziom, zawsze zaczyna się od Ciebie. Dlatego istotnym jest, by wiedzieć, jak dobrze zacząć biznes „pomagacza”
Istotnym jest także, że aby odnieść sukces na tym polu, potrzebujesz ułożyć swój biznes tak, by spójnie odzwierciedlał Ciebie – wówczas będą trafiać do Ciebie dokładnie ci Ludzie, którym pomóc potrafisz i którzy będą przeszczęśliwi, że akurat Ciebie na swojej drodze znaleźli. W tym samym czasie będziesz wręcz odstraszać tych, „z którymi nie klika”… i dobrze! Dlaczego? Bo zaproszenie ich do Twojego świata zazwyczaj kończy się problemami dla Ciebie i dla nich. Podejrzewam jednak, że wolisz pracować z tymi, którzy właśnie na Ciebie czekali i którym najlepiej pomóc potrafisz
M.in. z tych właśnie powodów podążanie za nowinkami marketingowych guru internetu dla wielu coachów, terapeutów, czy uzdrowicieli jest ślepym zaułkiem. Dlaczego? Bo nie ważne jest zewnętrzne działanie, które podejmiesz… Każde z nich może być skuteczne POD WARUNKIEM, że naturalnie wpisuje się w Twoją osobistą strategię i Twoje Wielkie PO CO. Kolejny powód, dla którego warto zacząć od siebie…
Niestety można ☹
Jak może pamiętasz z powyższego tekstu, jednym z obszarów w jakim będzie się przejawiać Twoje Wielkie PO CO, jest Twój wewnętrzny stan. To korowe samopoczucie, którego będziesz doświadczać na co dzień np. pracując z Ludźmi i prowadząc swój biznes.
Rzecz jednak w tym, że kiedy w tym obszarze nie nosisz już zapisu programów lub innych obciążeń (np. wynikających z działania mikrobowych, wewnętrznych sabotażystów) to naturalnie podążasz w kierunku, gdzie Twój wewnętrzny stan bazuje na zasobach – zazwyczaj na spokoju, miłości i radości.
Często jednak „pomagacze” sami są przytłoczeni szeregiem ograniczających programów i w takiej sytuacji Twój własny mózg (a dokładniej pień mózgu, nad którym nie masz świadomej kontroli), sabotuje Twoje działania. Doprowadza do tego, że zamiast cieszyć się wewnętrznymi zasobami, cierpisz z powodu stresu, złości, lęku, smutku, poczucia bezsensu, przytłoczenia i wielu innych trudnych emocji ☹ Więcej na temat tego mechanizmu możesz przeczytać sięgając po artykuł o doznaniach zastępczych TUTAJ >>>
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ, jeśli podlegasz doznaniom zastępczym (a zdecydowana większość Ludzi jest sterowana na co dzień przez przynajmniej kilka takowych), to na co dzień, a przez to także w Twoim biznesie, będziesz prowokować sytuacje, które w konsekwencji wrzucą Cię w przeżywanie tych wszystkich trudności.
I nawet jeśli nasz naturalny wewnętrzny stan (ten zdrowy) bazuje na zasobach typu spokój, miłość i radość, to zwyczajowy wewnętrzny stan większości Ludzi jest jak masaż w klasycznej, tureckiej łaźni… Obfituje w mocne doznania i sporą dawkę bólu. Zamiast cieszyć się masażem, przeżywasz ulgę i cieszysz się, kiedy się kończy 😉
Skoro Twoje Wielkie PO CO przejawia się w każdym aspekcie Twojego życia (także w Twoim biznesie) i ma bezpośredni związek z Twoimi celami, potrzebami, motywacjami i poczuciem sensu, to pewnie domyślasz się, że oprócz wyżej wskazanych „zębatek” będzie ono miało swój udział także np. w celach biznesowych, jakie sobie stawiasz, albo w Twoich motywacjach i potrzebach, jakie poprzez biznes realizujesz.
Samo stawianie celów… a także blokady, których zapis nosimy w naszej pamięci komórkowej, a które działają jak hamulec ręczny dla wyznaczonych celów… są tak rozległym tematem, że zasługują na osobny wpis (lub może nawet film tutorialowi).
Na teraz jednak chętnie wraz z Tobą zerknę w stronę motywacji i potrzeb, jakie coachowie, terapeuci, uzdrowiciele, konsultanci, psychoterapeuci, naturopaci, trenerzy personalni, wiedźmy, osteopaci, egzorcyści, masażyści i inni „pomagacze” realizują poprzez biznes, jaki prowadzą i poprzez sposób, w jaki pracują z innymi Ludźmi.
Samych klasyfikacji Ludzkich motywacji i potrzeb jest wieeeele… Ja – na potrzeby tego artykułu – oprę się na 13 głównych motywacjach wskazanych przez Noama Wassermana (Harvard Business School), bo w dość łatwy sposób mogą Ci pokazać, jak – czy tego chcesz, czy też nie – wpływają one na Twoje biznesowe działania. Mogą też dać Ci jasny obraz tego, z jakiego powodu sukces biznesowy odnosisz lub nie…
Zacznijmy od tego, jakie motywacje możesz mieć (zazwyczaj Ludzie z poniższego wpisu mają 3 główne, które wiodą prym w ich codziennych działaniach; także w ich biznesie)
Potrzebujesz mieć sporą wariację zadań. Różnego rodzaju bodźce. Nowe wyzwania z różnych dziedzin. Często w ramach jednej praktyki biznesowej robisz wiele (różnych) rzeczy.
Możesz pracować sam lub w zespole tak długo, jak długo idzie za tym rozpoznanie Twoich zasług. Potrzebujesz uznania. Rozpoznania, że praca którą wykonujesz, przynosi konkretne efekty (i że dzieje się to dzięki Tobie).
Chcesz podejmować ważne decyzje, które mają wpływ na życie innych Ludzi (tak w skali mikro, jak i makro). Lubisz być tym pierwszym ogniwem, dzięki któremu konkretne rzeczy mogą się wydarzyć.
Potrzebujesz uznania, ale płynącego z innego źródła. Chcesz, żeby inni cenili w Tobie to, że należysz do konkretnych (wysoko postawionych) środowisk, że jesteś członkiem cenionych organizacji i kumplujesz się z „ważnymi” Ludźmi.
Cenny jest dla Ciebie przewidywalny i stały zarobek (nawet gdyby był mniejszy niż ten, który możesz osiągnąć ryzykując). Stabilność jest dla Ciebie kluczem. Potrzebujesz trzymać się z daleka od działań, które zafundują Ci roller coaster wzlotów i upadków.
Potrzebujesz być w środowisku, w którym czujesz, że jesteś jego ważną częścią; że tutaj przynależysz i że tutaj właśnie jest Twoje miejsce na Ziemi. Czasem to, z kim pracujesz, jest ważniejsze niż to, nad czym pracujesz…
Potrzebujesz wolności. Chcesz podejmować własne decyzje. Nie lubisz mieć nad sobą szefa. Wolisz samodzielnie stanowić o sobie.
Działania są warte podjęcia, jeśli łączą się z przewidywaną nagrodą finansową (im większa, tym lepsza). Masz gotowość pracować nawet bardzo ciężko i długo, jeśli widzisz na końcu tej tęczy garniec złota 😉
Satysfakcję daje Ci świadomość, że pomagasz innym i że dzięki tej pomocy życie innych Ludzi staje się lepsze. Cały czas szukasz sposobów, w jakie możesz ulepszyć życie innych Ludzi.
Zarządzając zespołem czujesz się jak ryba w wodzie. Zarówno pozyskiwanie Ludzi do zespołu, jak i ich uczenie i wdrażanie oraz później wspólna praca (którą nadzorujesz) są dla Ciebie tak samo pociągające. Dobrze się czujesz z odpowiedzialnością za innych i za pracę całego zespołu.
Praca, jaką wykonujesz, potrzebuje notorycznie podwyższać Ci poprzeczkę. Musisz mieć stałe poczucie, że używasz swojego umysłu, by rozwiązać trudne problemy / zagadki. Lubisz się uczyć i poszerzać umiejętności w obszarach, które Cię ciekawią. Masz gotowość posiedzieć nad zadaniami dłużej (by mieć czas poszukać nowych lub lepszych rozwiązań dla znalezionych problemów), niż skończyć szybko wykorzystując coś oklepanego.
Jesteś jak wytrawny szachista. Cenisz sobie te działania, które postawią Cię w dogodnej pozycji do kolejnego, życiowego ruchu. Myślisz długoterminowo i strategicznie, więc jest dla Ciebie ważne, jak to co robisz teraz, zaprowadzi Cię do kolejnego, jeszcze ważniejszego, czy większego działania.
Potrzebujesz dużo czasu i elastyczności życiowej. Chcesz je mieć, aby cieszyć się tym, co jest dla Ciebie ważne (może sport, może Twoja Rodzina, może kolekcjonerstwo, podróże, lub cokolwiek innego, co nie ma bezpośredniego związku z Twoją pracą). Potrzebujesz wiedzieć, że to Ty kontrolujesz swój kalendarz (a nie odwrotnie).
Jak się pewnie domyślasz, z samej klasyfikacji ludzkich motywacji jeszcze nic nie wynika… Zacznie wynikać, jak weźmiesz pod uwagę, że:
Trzy główne dla Ciebie motywację nadają Ci bardzo charakterystyczny rys działania. Każda taktyka biznesowa, czy nowinka rynkowa – nawet jeśli dla innych okazała się superskuteczna – będzie przez Ciebie sabotowana (nie ważne, jak dużo w nią wcześniej zainwestujesz), jeśli nie będzie dawać Ci możliwości zaspokojenia tych trzech głównych motywacji…
Ty wewnętrznie działasz jak puzzlowa układanka – są części Ciebie, dla których dana motywacja jest najważniejsza, jak tez inne, które stawiają na coś zupełnie innego. Dopiero przy Twojej wewnętrznej harmonii (W programie „Moja Droga do Zdrowej Pełni” pracujesz nad nią głównie w ramach dwóch wypraw rozwojowych) układanka Twoich potrzeb i motywacji może działać spójnie. Wówczas staje się motorem napędzającym Twój biznes (i inne obszary życia).
Jeśli nie doświadczasz wewnętrznej harmonii, to najszybciej możesz to poznać, po różnego rodzaju dylematach i konfliktach wewnętrznych… Z jednej strony np. chcesz pracować z uzależnieniami, ale z drugiej strony praca z systemem rodzinnym też jest pociągająca; a na wszystko czasu nie starczy, albo jeśli starczy to zaczniesz czuć, że się rozdrabniasz… Albo masz już za sobą sporo pracy, żeby rozruszać media społecznościowe, ale inne taktyki biznesowe też wydają się być wartościowe. Jak tylko się którejś poświęcisz, to inne leżą odłogiem i tak przeskakujesz z jednej na drugą, a efektów nie widać ☹ Albo raz Cię ciągnie do pracy 1×1 a innym razem chcesz się skoncentrować na warsztatach. Może być też tak, że już jesteś po decyzji, że z danym typem Klientów już więcej współpracować nie będziesz (i masz ku temu dobre powody), ale coś się takiego podziało (do tej pory się dziwisz, co dokładnie), że jednak znowu masz tego typu Klienta/ów pod swoimi skrzydłami… Przykłady można by mnożyć, ale mam nadzieję, że widzisz schemat. Jeśli w Tobie konkurują przynajmniej dwie opcje. Każda z nich wydaje Ci się wartościowa i masz przekonanie, że w każdej się spełnisz. Raz wygrywa jedna, a raz druga… to oznacza to dwie rzeczy:
Następna ważna kwestia dotycząca motywacji i potrzeb jest taka, że mogą one dochodzić do głosu w sposób zupełnie zdrowy… ale mogą brać w nich górę obciążenia i programy, jakie dźwigasz ☹
Przykładowo jeśli ważna jest dla Ciebie satysfakcja finansowa, to w zdrowym jej przejawie:
Jeśli jednak w obszarze pieniędzy nosisz obciążające programy, to nawet jeśli motywacja finansowa jest dla Ciebie istotna, to możesz u siebie zauważyć któreś z poniższych:
W ten sam sposób może działać każda inna motywacja z powyższego spisu. Kiedy przejawia się w sposób zdrowy, to zasila Twój biznes i pozytywnie Ciebie nakręca. Kiedy jednak jest obciążona blokującymi programami, to staje Ci kością w gardle niemal na każdym Twoim kroku.
Właśnie dlatego podczas programu „Moja Droga do Zdrowej Pełni” krok za krokiem poznajesz prawidła działania pamięci komórkowej po to, by po pierwsze trafnie rozpoznać programy, które zbierały żniwo przez większość Twojego życia, a po drugie, by na stałe się od nich uwolnić.
Dopiero dzięki temu Twoje motywacje mogą się przejawiać w sposób zdrowy, co napędza Ciebie do działania z uśmiechem na ustach 😊
To jeden z mechanizmów, dzięki któremu rzeczywiście po drodze zaczynasz czuć, że coraz bardziej żyjesz życiem, które kochasz, w którym kochasz i które naprawdę ma znaczenie 😊
Zapraszam Cię do zabawy otwierającej oczy z kartami Osho Zen 🙂 Wylosowana karta, może pomóc Ci zobaczyć, co towarzyszy Ci obecnie w życiu (ogólnie lub w wybranym przez Ciebie temacie).
Oczywiście możesz powiedzieć, że opis kart pasuje do każdej sytuacji i każdego człowieka. Może i tak jest… Jednak refleksja nad tu i teraz jest Twoim wyborem, a wnioski są tylko i wyłącznie Twoje.
Zaufaj intuicji 😉 i upewnij się, że nie wypierasz treści, których nie chcesz usłyszeć.
Jest coś, co chętnie zobaczysz opisane na blogu?
Ucieszysz się, kiedy w podcaście usłyszysz o czymś konkretnym?
Nic prostszego 😄
Napisz o tym czyżykowi i poczekaj chwilę na podcastową lub blogową odpowiedź 😘
W każdym biznesie cele są ważne, ALE biznes związany z pomaganiem innym Ludziom ZAWSZE zaczyna się od Ciebie. W tym biznesie Twoje Wielkie PO CO, na które składa się i Twoja życiowa misja, i Twoje wartości, i Twoje motywacje, przoduje. Czy o tym wiesz… czy nie. Czy na tym świadomie bazujesz… czy nie. Kiedy jesteś coachem, terapeutą, psychoterapeutą, uzdrowicielem, masażystą, trenerem personalnym, konsultantem, osteopatą, naturopatą itp. Twój biznes zaczyna się… od Ciebie.
Aby Ci to pokazać, pozwól że opowiem Ci historię.
Kilka tygodni temu spotkałam człowieka, który parę lat wcześniej był na moich warsztatach. Patrzę na niego i widzę, że promienieje. Dodatkowo wygląda o niebo lepiej, niż te kilka lat wcześniej. Zachwycona taką przemianą komplementuję go i pytam, co się stało i jak doszedł do tego punktu w życiu. Słyszę, że w międzyczasie uznał, że nie może robić tego, co robił. Zrezygnował z pracy, ale nie wiedział, co chce robić w zamian. Miał oszczędności, więc nie spieszyło mu się ze znalezieniem alternatywnej pracy, szczególnie, że na wtedy się wypalił i nie miał pojęcia, czy i co robić chce. Skończyło się to depresją. Siedzeniem na kanapie. Przybraniem dodatkowych 20 kg i separacją. Kiedy był „na dnie” i już nawet nie miał siły wstać z kanapy, „przypadkiem” trafił pod skrzydła trenerki personalnej. Mówił o niej „taka mała dziewczynka” 😉 i jakoś go zmotywowała do tego, żeby zaczął ćwiczyć… Teraz uśmiecha się i mówi: „i zgadnij co się stało”. Patrzę na ten uśmiech i myślę sobie, że musiało stać się dużo, biorąc pod uwagę, jak dziś wygląda i z jakim zapałem opowiada, ale odpowiadam tylko „no co się stało?”. „Schudłem 50 kg, czuję się młodziej niż kiedykolwiek, jem zdrowo i mam chyba dzięki temu jakąś taką lekkość w sobie, wróciłem do pracy – robię to samo, co kiedyś, ale już nie tak samo i okazuje się, że to jednak jest moja pasja i że ja się w tym realizuję, a dodatkowo powoli z żoną do siebie wracamy i ta separacja dobrze nam zrobiła”.
Po takiej opowieści wzięłam namiary do tej „takiej małej dziewczynki”, bo byłam ogromnie ciekawa tego magicznego sposobu na „jakoś mnie zmotywowała”. Zadzwoniłam. Pogadałam i wiedziałam już, że ze względu na to, gdzie jest siłownia, w której ona treningi prowadzi, to ja się na to nie zdecyduję, ale zapytałam, czy mimo to chciałaby się ze mną spotkać. Zgodziła się i wyszła nam z tego piękna rozmowa 😊
Dowiedziałam się, że mając lat naście ta „mała dziewczynka” (rzeczywiście kobieta jest niska i na pierwszy rzut oka wydaje się być dość drobna) przechodziła anoreksję. Mówi, że wiedziała, że jest z nią beznadziejnie, jak zaczęła łapać się na tym, że nie może przesunąć krzesła, żeby usiąść. To był moment, kiedy zaczęła jeszcze bardziej dowalać sobie. Zaczęła się porównywać z tymi „którzy ćwiczą” i upatrywała w tym dowodu na to, że się do niczego nie nadaje, że nigdy nie będzie taka, jak oni. Kolejny gwóźdź, który wbijała sobie do trumny, ale nie wiedzieć czemu, ten ją bolał jakoś szczególnie. Później przeszła ogromną (i trudną) drogę, żeby wyjść z tego, w czym była. Dużo wysiłku kosztowało ją odbudowanie ciała. Cały czas w tym procesie patrzyła na tych niedoścignionych dla niej mistrzów sportu i wciąż czuła, że jest za nimi… że jeszcze wciąż nie może… że sobie nie radzi… ale cały czas szła do przodu. Kiedy w końcu trafiła na szkolenie dla instruktorów fitnessu zauważyła, że mimo że nie jest tak silna lub sprawna, jak niektórzy, to inni jednak chętnie z nią ćwiczą. Dostała mnóstwo dobrych informacji od ludzi z grupy, ale gdy ich pytała, co takiego ich do niej ciągnie, to mówili tylko, że czymś promieniuj, że coś takiego fajnego od niej bije, że widać, że z nią można przenosić góry… Nic konkretnego, ale wszystko miłe 😉 Zajęło jej jeszcze dwa lata, by zrozumieć, o co jej chodzi i co w związku z tym inni chyba w niej widzą.
Powiedziała mi, że fakt, że ona mogła się znaleźć na treningu, a już tym bardziej na szkoleniu dla instruktorów, był dla niej jak wyrwanie tego starego gwoździa i otworzenie wieka trumny. To był jej krzyk „a właśnie, że mogę!”. Powiedziała mi także, że ona nigdy nie myślała, że zostanie trenerem personalnym, ale bardzo się cieszy, że się tak stało. Dla niej ta praca jest niesieniem innym tego właśnie krzyku. Zależy jej na tym, żeby poprzez ćwiczenia, Ludzie doświadczyli tego samego, co ona – tego, że mogą… że się nadają… że są wystarczający… że nawet jeśli się wcześniej porównywali z jakąś częścią świata, to sami mogą tą częścią być… a nawet mogą być lepsi, niż kiedykolwiek myśleli, że jest to możliwe.
To jest jej praca. Jasne, że aby tego dokonać, ćwiczy, układa z Ludźmi plany, uczy ich ćwiczeń itd. To są narzędzia. Jej praca polega na czymś innym. Jej praca jest niesieniem krzyku „a właśnie, że mogę!”.
Powiedziała także, że jak tylko to zrozumiała, to dużo łatwiej zaczęło jej się układać z Klientami. Kiedyś miała pustawy grafik, ale jak zrozumiała o co jej chodzi, to zrozumiała także, że ona najlepiej będzie pracować z Ludźmi, którzy są w podobnym miejscu, co ona kiedyś… z Ludźmi, którzy są w dołku i myślą, że nie mogą… „Wiesz inni instruktorzy zazwyczaj nie lubią takich Klientów. Wolą jak Człowiek przychodzi zmotywowany i zapalony. Jasne, że trzeba z nim pracować, ale jak już mu zależy, to jest z górki. Czasem jednak przychodzą Ludzie, którzy wiedzą, że muszą, ale za grosz nie mają motywacji, a dodatkowo w głowie mają same czarne myśli. Ja to znam. Ja wiem, co wtedy zrobić. Dla innych może być to ciężki Klient, a dla mnie bułka z masłem. Ja właśnie wtedy czuję, że niosę ten krzyk.” A później dodaje ze śmiechem: „Dlatego inni odsyłają takich Klientów do mnie i czasem nie mam już gdzie ich wcisnąć”.
Dokładnie to się dzieje, kiedy pracując z innymi Ludźmi, zaczynasz biznes od siebie. Tak się układa, gdy idziesz przez życie, a więc także prowadzisz biznes związany z pomaganiem innym, w spójności z Twoim Wielkim PO CO (a zatem także z Twoją misją, wartościami i motywacjami).
Czy o tym wiesz, czy też nie… budując biznes nastawiony na pomaganie innym Ludziom i tak zaczynasz od siebie. Robisz to za każdym razem. Pytanie tylko, czy robisz to świadomie, czy też Twoim działaniem w obszarze biznesu (a także w każdym innym obszarze życia) rządzą niewidzialne, a zapisane głęboko w Twojej pamięci komórkowej, scenariusze…
Przyjrzyjmy się zatem wspólnie temu, jak (świadomie lub nie) wplatasz siebie w swój biznes. Na tym etapie piszę co prawda „świadomie, lub nie”, ALE to, czy dzieje się to świadomie ma akurat ogromne znaczenie! Jak przeczytasz do końca, to łatwo zauważysz, dlaczego 😉
Po pierwsze w tym, jak budujesz swój biznes nastawiony na pomaganie innym Ludziom, ogromne odzwierciedlenie ma Twoje Wielkie PO CO. Ta wewnętrzna siła, która cały czas kieruje Cię ku konkretnej destynacji. Ten podszept serca, co i jak zrobić… w którą stronę pójść, aby zrealizować swoją życiową misję. Więcej o tym, jak Wielkie PO CO działa możesz posłuchać TUTAJ>>> jednak w tym wpisie skoncentruję się na tym, by Ci pokazać, jak przejawia się ono w Twoim biznesie.
Na głębokim poziomie przejawia się w tym, PO CO sięgasz po konkretne działania i dlaczego wybierasz akurat takie. Co więcej na co dzień w ramach Twojego biznesu to PO CO ma przynajmniej 3 twarze:
To takie egoistyczny koło zamachowe, które tkwi w Tobie bardzo głęboko i warunkuje, co robisz. Dla mnie np. wolność jest bardzo istotna, dlatego moje super-egoistyczne, wewnętrzne koło zamachowe pilnuje, aby podejmowane przeze mnie działania doprowadzały do tego, że mogę robić to, co chcę, z kim chcę, kiedy chcę, gdzie chcę i tak długo lub krótko, jak chcę… oraz żeby było mnie na to stać 😉
Kolejne zębatki w naszej wewnętrznej machinie, które dbają o to, żeby podejmowane przez nas działania były spójne z Wielkim PO CO. Tym razem jednak mówimy o zębatce, której podstawowy fokus jest altruistyczny i skupia się na innych Ludziach. Przykładowo ja nienawidzę uzależniać od siebie Ludzi i wkurzają mnie metody, które przywiązują Klienta na dłuuugo do coacha, terapeuty, czy uzdrowiciela. Ja uznaję, że Człowiek, który do mnie przychodzi po-MOC jest Bohaterem swojego życia, a ja jestem jedynie przewodnikiem – pewnie jednym z wielu – którego na swojej drodze, akurat w tym jej kawałku, spotkał. Właśnie dlatego ja uwielbiam pokazywać drogę i kolejne jej kroki w taki sposób, by Ludzie z bezwolnych ofiar okoliczności, zmieniali się w Bohaterów Zdrowej Pełni… by krok za krokiem coraz prawdziwsze było dla nich zdanie: żyję życiem, które kocham, w którym kocham i które naprawdę ma znaczenie!
Następne kółko zębate, od którego zależy, czy cała Twoja wewnętrzna machina nabierze rozpędu. Aby ono ten rozmach nadało, to musi być spełniony konkretny warunek… To kółko dba o to, byś na co dzień czuł w konkretny sposób. Nie wiem, jak działa Twoje „kółko” 😉 Moje dba o to, żebym była spokojna, pełna energii (to się u mnie wiąże także z radością i zadowoleniem) i żebym miała korowe poczucie sensu, że to, co robię jest istotne, ma znaczenie i jest małą cegiełką do budowania świata. Dlatego ja np. nie mogę pracować z dokumentami (daj mi jakiś, a od razu go zgubię – nawet najważniejszy), bo one dla mnie nie mają żadnego sensu… Za to Człowiek sam w sobie jest dla mnie sensem. A jego dostęp do potencjału, który w sobie nosi, jest dla mnie ważny i warunkuje małe zmiany w różnych częściach świata.
Kiedy wszystkie te zębatki spójnie ze sobą działają, wówczas w obszarze biznesu realizujesz – zazwyczaj świadomie – swoje Wielkie PO CO.
Jednak dla większości coachów, terapeutów, uzdrowicieli, konsultantów, psychoterapeutów, naturopatów, trenerów personalnych, masażystów, osteopatów, bioenergoterapeutów i innych „pomagaczy” sytuacja wygląda zgoła inaczej ☹
Kobieta zgłosiła się do mnie z problemem prokrastynacji. Choć powinno być: „prokrastynacji”. Od lat, z dużym sukcesem, pracuje z Ludźmi. Wykorzystuje szereg metod, które dobrze zna. Pracuje zarówno 1×1, jak i prowadząc programy grupowe. Osoby, którym pomaga, cenią współpracę z nią i chętnie polecają ją innym. Wydawałoby się, że to obraz terapeutycznej sielanki 😉 a jednak…
Kobieta mówi, że od lat obserwuje u siebie wzorzec, w ramach którego utyka ze zrobieniem jakiegoś zadania na miesiące, lub lata. W międzyczasie jakoś sobie radzi, nawet jeśli coś „nie jest dopięte”, ale to niezałatwione zadanie cały huczy jej w głowie i zaburza spokój. Podchodziła do tego zagadnienia już na wiele różnych sposobów (różnymi metodami, jakie zna), ale wzorzec cały czas jest w jej życiu obecny i notorycznie drenuje ją z energii i dobrego samopoczucia.
Kiedy zaczęłyśmy pracować, poprosiłam ją, by wskazała jakiś namacalny konkret – sytuację, w której niezbicie widać ten wzorzec. Jej wybór padł na stronę internetową, której od bardzo długiego czasu nie mogła skończyć, mimo, że temat cały czas był w tle (miała już wybranego wykonawcę, wiele wcześniejszych miesięcy spędziła na doborze czcionek i innych elementów marki etc.). Kiedy o tym opowiadała, to okazało się, że ona nawet wie, dlaczego tę stronę chce skończyć…
Jak zaczęłam ją dopytywać, to okazało się, że jej przyjaciółka (robiąca zawodowo podobne rzeczy, jak ona sama) wielokrotnie rozmawiała z nią o korzyściach zautomatyzowanego systemu. „Ja nie wiem, jak Ty możesz wszystko robić ręcznie i tracić tak dużo czasu, na pisaniu z Ludźmi, którzy chcą wziąć udział w Twoim programie?! Pokażę Ci, jak to u mnie działa. Wystarczy kilka kliknięć i ktoś już jest zapisany, a pieniądze są na Twoim koncie. Nie tracisz czasu. Nie użerasz się z papierkami. Nie musisz ręcznie sprawdzać i ślęczeć nad nudnymi kwestiami. Możesz za to zająć się tym, co lubisz.”
Po tego typu komentarzach, usłyszanych wielokrotnie w ciągu ostatnich dwóch lat, Kobieta wiedziała, że czas zautomatyzowaną stronę postawić. Przekonała się nawet, że dzięki temu całość jej działań zawodowych będzie wyglądać bardziej profesjonalnie.
Problemem była jednak ta nieszczęsna „prokrastynacja”. A w słowach Kobiety, o której piszę, brzmiało to dokładnie: „jestem na siebie zła, bo najpierw odkładam coś miesiącami, a później się okazuje, że to było superproste i zajęło mi np. 3 godziny. Jakbym nie mogła zrobić tego wcześniej! Zmarnowałam tyle miesięcy na wyrzucanie sobie… na świecenie oczami przed kimś, komu obiecałam… na przepisywaniu po raz kolejny tego samego zadania do zrobienia… na myślach, jaka to ja jestem, że tego dopiąć nie mogę… a tu się okazało, że wystarczyły 3 godziny! Ja już od dłuższego czasu się nad tym zastanawiam i chyba chodzi o to, że gdzieś głęboko mam przekonanie, że sobie sama nie poradzę (nie jest ważne, jak banalne potem to zadanie się okazuje).”
Sprawdzamy zatem wspólnie, co jest pod spodem i z czym ta „prokrastynacja” jest związana. I co się okazuje? Okazuje się, że kiedy nie ma się dojścia do głębokich pokładów siebie (i do wszystkich 3 kół zębatych, o których było powyżej), to łatwo jest szukać u siebie dziury w całym i sobie dowalać na tysiące sposobów… A tymczasem
No właśnie. Tymczasem okazało się, że ta prokrastynacja – akurat w tym konkretnym przypadku – była całkiem zdrowym odruchem.
Otóż terapeutka, o której Ci opowiadam, nie znosi sprzedaży. Nie lubi nawet samej myśli o tym, że miałaby się sprzedawać, np. zachwalając swoją pracę, albo udowadniając komuś, że warto, lub że jej podejście jednak ma sens.
Nie znosi także bezosobowego podejścia. Ważny jest dla niej kontakt i relacja, którą nawiązuje z każdym uczestnikiem swoich programów (nawet jeśli odbywają się one w przestrzeni online.
Jej podskórna obawa – poparta doświadczeniami z innych kursów – brzmiała tak, że Ludzie zapisując się do programu z marszu, nie będą wiedzieli, czego się spodziewać i mogą być niezadowoleni. Mogą wyładowywać to niezadowolenie na niej, lub innych Uczestnikach. Ona wówczas będzie w sytuacji, w której będzie musiała ich przekonać; będzie musiała sprzedać im ideę tego programu tak, aby się jednak w niego zaangażowali. Możliwe również, że ich niezadowolenie będzie jak ziarno kiełkujące także wśród innych i wówczas czekają ją trudne rozmowy na forum grupy i reagowanie na całą listę obiekcji.
Kiedy jednak „na piechotę” zapisuje Ludzi do swoich programów, to pisze z nimi osobiście i ich dzięki temu poznaje. Każdego z nich z osobna. Może już wcześniej odpowiedzieć na ich pytania. Może kogoś do programu nie przyjąć, jak podczas takiego pisania okaże się, że ze sobą „nie klikają”. Jasne, kosztuje ją to sporo czasu, ale unika dzięki temu gorszych problemów, jakie mogłyby się zdarzyć w przyszłości.
Jak pewnie widzisz całość tej „prokrastynacji” była tak naprawdę wynikiem tego, że Kobieta próbowała dopiąć w swojej pracy coś, co mocno zaburzałoby realizację jej Wielkiego PO CO. Zagrożenie było takie, że dopięcie zautomatyzowanego procesu:
Wystarczyło, że Kobieta sobie to uświadomiła i od razu inaczej podeszła do tematu strony. Korzystne dla niej pytanie brzmiało: jak zaprojektować stronę i proces zapisu do programów, żeby oszczędzały mi one czas, a jednocześnie pozwalały wcześniej poznać Ludzi tak, abym mogła się upewnić, że rzeczywiście ja i mój program mogą im pomóc?
A pytanie pomocnicze brzmiało: co zawrzeć na stronie i podstronach, żeby sprzedawały za mnie; jak dobrać treści, żebym nie musiała sprzedawać siebie i odpowiadać na obiekcje?
Wystarczyło, że Kobieta sobie to uświadomiła i od razu inaczej podeszła do tematu strony. Korzystne dla niej pytanie brzmiało: jak zaprojektować stronę i proces zapisu do programów, żeby oszczędzały mi one czas, a jednocześnie pozwalały wcześniej poznać Ludzi tak, abym mogła się upewnić, że rzeczywiście ja i mój program mogą im pomóc?
A pytanie pomocnicze brzmiało: co zawrzeć na stronie i podstronach, żeby sprzedawały za mnie; jak dobrać treści, żebym nie musiała sprzedawać siebie i odpowiadać na obiekcje?
Jak widzisz świadomość Twojego Wielkiego PO CO i jego przejawów w Twoim biznesie jest ogromnie ważna. Bez spójności na tym poziomie możesz skończyć, jak terapeutka, o której Ci opowiadam. Możesz sabotować swoje własne działania. Szukać dziury w całym i latami tkwić w miejscu, podczas gdy wystarczy podejść do sprawy adresując nie tylko zewnętrzne działania, ale także (jeśli nie przede wszystkim) Twoją wewnętrzną spójność z tymi działaniami.
W końcu biznes oparty na Tobie i na Twoim pomaganiu innym Ludziom, zawsze zaczyna się od Ciebie. Dlatego istotnym jest, by wiedzieć, jak dobrze zacząć biznes „pomagacza” 😉
Istotnym jest także, że aby odnieść sukces na tym polu, potrzebujesz ułożyć swój biznes tak, by spójnie odzwierciedlał Ciebie – wówczas będą trafiać do Ciebie dokładnie ci Ludzie, którym pomóc potrafisz i którzy będą przeszczęśliwi, że akurat Ciebie na swojej drodze znaleźli. W tym samym czasie będziesz wręcz odstraszać tych, „z którymi nie klika”… i dobrze! Dlaczego? Bo zaproszenie ich do Twojego świata zazwyczaj kończy się problemami dla Ciebie i dla nich. Podejrzewam jednak, że wolisz pracować z tymi, którzy właśnie na Ciebie czekali i którym najlepiej pomóc potrafisz 😉
M.in. z tych właśnie powodów podążanie za nowinkami marketingowych guru internetu dla wielu coachów, terapeutów, czy uzdrowicieli jest ślepym zaułkiem. Dlaczego? Bo nie ważne jest zewnętrzne działanie, które podejmiesz… Każde z nich może być skuteczne POD WARUNKIEM, że naturalnie wpisuje się w Twoją osobistą strategię i Twoje Wielkie PO CO. Kolejny powód, dla którego warto zacząć od siebie…
Niestety można ☹
Jak może pamiętasz z powyższego tekstu, jednym z obszarów w jakim będzie się przejawiać Twoje Wielkie PO CO, jest Twój wewnętrzny stan. To korowe samopoczucie, którego będziesz doświadczać na co dzień np. pracując z Ludźmi i prowadząc swój biznes.
Rzecz jednak w tym, że kiedy w tym obszarze nie nosisz już zapisu programów lub innych obciążeń (np. wynikających z działania mikrobowych, wewnętrznych sabotażystów) to naturalnie podążasz w kierunku, gdzie Twój wewnętrzny stan bazuje na zasobach – zazwyczaj na spokoju, miłości i radości.
Często jednak „pomagacze” sami są przytłoczeni szeregiem ograniczających programów i w takiej sytuacji Twój własny mózg (a dokładniej pień mózgu, nad którym nie masz świadomej kontroli), sabotuje Twoje działania. Doprowadza do tego, że zamiast cieszyć się wewnętrznymi zasobami, cierpisz z powodu stresu, złości, lęku, smutku, poczucia bezsensu, przytłoczenia i wielu innych trudnych emocji ☹ Więcej na temat tego mechanizmu możesz przeczytać sięgając po artykuł o doznaniach zastępczych TUTAJ >>>
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ, jeśli podlegasz doznaniom zastępczym (a zdecydowana większość Ludzi jest sterowana na co dzień przez przynajmniej kilka takowych), to na co dzień, a przez to także w Twoim biznesie, będziesz prowokować sytuacje, które w konsekwencji wrzucą Cię w przeżywanie tych wszystkich trudności.
I nawet jeśli nasz naturalny wewnętrzny stan (ten zdrowy) bazuje na zasobach typu spokój, miłość i radość, to zwyczajowy wewnętrzny stan większości Ludzi jest jak masaż w klasycznej, tureckiej łaźni… Obfituje w mocne doznania i sporą dawkę bólu. Zamiast cieszyć się masażem, przeżywasz ulgę i cieszysz się, kiedy się kończy 😉
Skoro Twoje Wielkie PO CO przejawia się w każdym aspekcie Twojego życia (także w Twoim biznesie) i ma bezpośredni związek z Twoimi celami, potrzebami, motywacjami i poczuciem sensu, to pewnie domyślasz się, że oprócz wyżej wskazanych „zębatek” będzie ono miało swój udział także np. w celach biznesowych, jakie sobie stawiasz, albo w Twoich motywacjach i potrzebach, jakie poprzez biznes realizujesz.
Samo stawianie celów… a także blokady, których zapis nosimy w naszej pamięci komórkowej, a które działają jak hamulec ręczny dla wyznaczonych celów… są tak rozległym tematem, że zasługują na osobny wpis (lub może nawet film tutorialowi).
Na teraz jednak chętnie wraz z Tobą zerknę w stronę motywacji i potrzeb, jakie coachowie, terapeuci, uzdrowiciele, konsultanci, psychoterapeuci, naturopaci, trenerzy personalni, wiedźmy, osteopaci, egzorcyści, masażyści i inni „pomagacze” realizują poprzez biznes, jaki prowadzą i poprzez sposób, w jaki pracują z innymi Ludźmi.
Samych klasyfikacji Ludzkich motywacji i potrzeb jest wieeeele… Ja – na potrzeby tego artykułu – oprę się na 13 głównych motywacjach wskazanych przez Noama Wassermana (Harvard Business School), bo w dość łatwy sposób mogą Ci pokazać, jak – czy tego chcesz, czy też nie – wpływają one na Twoje biznesowe działania. Mogą też dać Ci jasny obraz tego, z jakiego powodu sukces biznesowy odnosisz lub nie…
Zacznijmy od tego, jakie motywacje możesz mieć (zazwyczaj Ludzie z poniższego wpisu mają 3 główne, które wiodą prym w ich codziennych działaniach; także w ich biznesie)
Potrzebujesz mieć sporą wariację zadań. Różnego rodzaju bodźce. Nowe wyzwania z różnych dziedzin. Często w ramach jednej praktyki biznesowej robisz wiele (różnych) rzeczy.
Możesz pracować sam lub w zespole tak długo, jak długo idzie za tym rozpoznanie Twoich zasług. Potrzebujesz uznania. Rozpoznania, że praca którą wykonujesz, przynosi konkretne efekty (i że dzieje się to dzięki Tobie).
Chcesz podejmować ważne decyzje, które mają wpływ na życie innych Ludzi (tak w skali mikro, jak i makro). Lubisz być tym pierwszym ogniwem, dzięki któremu konkretne rzeczy mogą się wydarzyć.
Potrzebujesz uznania, ale płynącego z innego źródła. Chcesz, żeby inni cenili w Tobie to, że należysz do konkretnych (wysoko postawionych) środowisk, że jesteś członkiem cenionych organizacji i kumplujesz się z „ważnymi” Ludźmi.
Cenny jest dla Ciebie przewidywalny i stały zarobek (nawet gdyby był mniejszy niż ten, który możesz osiągnąć ryzykując). Stabilność jest dla Ciebie kluczem. Potrzebujesz trzymać się z daleka od działań, które zafundują Ci roller coaster wzlotów i upadków.
Potrzebujesz być w środowisku, w którym czujesz, że jesteś jego ważną częścią; że tutaj przynależysz i że tutaj właśnie jest Twoje miejsce na Ziemi. Czasem to, z kim pracujesz, jest ważniejsze niż to, nad czym pracujesz…
Potrzebujesz wolności. Chcesz podejmować własne decyzje. Nie lubisz mieć nad sobą szefa. Wolisz samodzielnie stanowić o sobie.
Działania są warte podjęcia, jeśli łączą się z przewidywaną nagrodą finansową (im większa, tym lepsza). Masz gotowość pracować nawet bardzo ciężko i długo, jeśli widzisz na końcu tej tęczy garniec złota 😉
Satysfakcję daje Ci świadomość, że pomagasz innym i że dzięki tej pomocy życie innych Ludzi staje się lepsze. Cały czas szukasz sposobów, w jakie możesz ulepszyć życie innych Ludzi.
Zarządzając zespołem czujesz się jak ryba w wodzie. Zarówno pozyskiwanie Ludzi do zespołu, jak i ich uczenie i wdrażanie oraz później wspólna praca (którą nadzorujesz) są dla Ciebie tak samo pociągające. Dobrze się czujesz z odpowiedzialnością za innych i za pracę całego zespołu.
Praca, jaką wykonujesz, potrzebuje notorycznie podwyższać Ci poprzeczkę. Musisz mieć stałe poczucie, że używasz swojego umysłu, by rozwiązać trudne problemy / zagadki. Lubisz się uczyć i poszerzać umiejętności w obszarach, które Cię ciekawią. Masz gotowość posiedzieć nad zadaniami dłużej (by mieć czas poszukać nowych lub lepszych rozwiązań dla znalezionych problemów), niż skończyć szybko wykorzystując coś oklepanego.
Jesteś jak wytrawny szachista. Cenisz sobie te działania, które postawią Cię w dogodnej pozycji do kolejnego, życiowego ruchu. Myślisz długoterminowo i strategicznie, więc jest dla Ciebie ważne, jak to co robisz teraz, zaprowadzi Cię do kolejnego, jeszcze ważniejszego, czy większego działania.
Potrzebujesz dużo czasu i elastyczności życiowej. Chcesz je mieć, aby cieszyć się tym, co jest dla Ciebie ważne (może sport, może Twoja Rodzina, może kolekcjonerstwo, podróże, lub cokolwiek innego, co nie ma bezpośredniego związku z Twoją pracą). Potrzebujesz wiedzieć, że to Ty kontrolujesz swój kalendarz (a nie odwrotnie).
Jak się pewnie domyślasz, z samej klasyfikacji ludzkich motywacji jeszcze nic nie wynika… Zacznie wynikać, jak weźmiesz pod uwagę, że:
Trzy główne dla Ciebie motywację nadają Ci bardzo charakterystyczny rys działania. Każda taktyka biznesowa, czy nowinka rynkowa – nawet jeśli dla innych okazała się superskuteczna – będzie przez Ciebie sabotowana (nie ważne, jak dużo w nią wcześniej zainwestujesz), jeśli nie będzie dawać Ci możliwości zaspokojenia tych trzech głównych motywacji…
Ty wewnętrznie działasz jak puzzlowa układanka – są części Ciebie, dla których dana motywacja jest najważniejsza, jak tez inne, które stawiają na coś zupełnie innego. Dopiero przy Twojej wewnętrznej harmonii (W programie „Moja Droga do Zdrowej Pełni” pracujesz nad nią głównie w ramach dwóch wypraw rozwojowych) układanka Twoich potrzeb i motywacji może działać spójnie. Wówczas staje się motorem napędzającym Twój biznes (i inne obszary życia).
Jeśli nie doświadczasz wewnętrznej harmonii, to najszybciej możesz to poznać, po różnego rodzaju dylematach i konfliktach wewnętrznych… Z jednej strony np. chcesz pracować z uzależnieniami, ale z drugiej strony praca z systemem rodzinnym też jest pociągająca; a na wszystko czasu nie starczy, albo jeśli starczy to zaczniesz czuć, że się rozdrabniasz… Albo masz już za sobą sporo pracy, żeby rozruszać media społecznościowe, ale inne taktyki biznesowe też wydają się być wartościowe. Jak tylko się którejś poświęcisz, to inne leżą odłogiem i tak przeskakujesz z jednej na drugą, a efektów nie widać ☹ Albo raz Cię ciągnie do pracy 1×1 a innym razem chcesz się skoncentrować na warsztatach. Może być też tak, że już jesteś po decyzji, że z danym typem Klientów już więcej współpracować nie będziesz (i masz ku temu dobre powody), ale coś się takiego podziało (do tej pory się dziwisz, co dokładnie), że jednak znowu masz tego typu Klienta/ów pod swoimi skrzydłami… Przykłady można by mnożyć, ale mam nadzieję, że widzisz schemat. Jeśli w Tobie konkurują przynajmniej dwie opcje. Każda z nich wydaje Ci się wartościowa i masz przekonanie, że w każdej się spełnisz. Raz wygrywa jedna, a raz druga… to oznacza to dwie rzeczy:
Następna ważna kwestia dotycząca motywacji i potrzeb jest taka, że mogą one dochodzić do głosu w sposób zupełnie zdrowy… ale mogą brać w nich górę obciążenia i programy, jakie dźwigasz
Przykładowo jeśli ważna jest dla Ciebie satysfakcja finansowa, to w zdrowym jej przejawie:
Jeśli jednak w obszarze pieniędzy nosisz obciążające programy, to nawet jeśli motywacja finansowa jest dla Ciebie istotna, to możesz u siebie zauważyć któreś z poniższych:
W ten sam sposób może działać każda inna motywacja z powyższego spisu. Kiedy przejawia się w sposób zdrowy, to zasila Twój biznes i pozytywnie Ciebie nakręca. Kiedy jednak jest obciążona blokującymi programami, to staje Ci kością w gardle niemal na każdym Twoim kroku.
Właśnie dlatego podczas programu „Moja Droga do Zdrowej Pełni” krok za krokiem poznajesz prawidła działania pamięci komórkowej po to, by po pierwsze trafnie rozpoznać programy, które zbierały żniwo przez większość Twojego życia, a po drugie, by na stałe się od nich uwolnić.
Dopiero dzięki temu Twoje motywacje mogą się przejawiać w sposób zdrowy, co napędza Ciebie do działania z uśmiechem na ustach
To jeden z mechanizmów, dzięki któremu rzeczywiście po drodze zaczynasz czuć, że coraz bardziej żyjesz życiem, które kochasz, w którym kochasz i które naprawdę ma znaczenie
Napisz komu i na jaki adres mailowy czyżyk ma wysłać spis najczęstszych programów, które mogą Cię ograniczać w życiu, w związku, w rodzicielstwie, w karierze lub w biznesie. Poznaj, co tak naprawdę Ci przeszkadza i uwolnij się od tego!