Ludzie patrzą na mnie i mówią: „Tobie to tylko pozazdrościć. Też bym tak chciała!”
I jak się dobrze zastanowić, to nie mam na co narzekać.
Moja praca daje mi pieniądze, szacunek, stabilność… więc z uśmiechem numer 4 odpowiadam, że lubię moja pracę.
A później patrzę w lustro i widzę w nim największą, paskudną HIPOKRYTKĘ :(
I czasem się zastanawiam: czy aż tak bardzo zależy mi na przypodobaniu się innym i na spełnieniu ich oczekiwań, że nawet
wprost nie potrafię powiedzieć, że nie znoszę tej pracy? Że gdyby pieniądze, lub czas, jaki już w to wszystko zainwestowałam, nie były problemem, to robiłabym coś zupełnie innego… że spełniałabym się w tym co kocham i też miałabym z tego dobre pieniądze…
Ale nie! Utknęłam na całego i brakuje mi odwagi, żeby coś zmienić. Tyle rzeczy może pójść nie tak. Tyle mogę stracić, że w końcu zagryzam język, przyklejam ten głupkowaty uśmiech i znowu odpowiadam, że lubię swoją pracę :( Tylko w środku krzyczę coraz głośniej i zapadam się w sobie coraz bardziej :(