Jeśli od długiego czasu „się rozwijasz”, „przepracowujesz”, „uzdrawiasz”, a wciąż kręcisz się w kółko i nie możesz przejść przez niewidzialną, życiową blokadę… Lub jeśli od czasu do czasu „uda Ci się przepracować” trudne emocje, czy bolesne wspomnienia, ale za jakiś czas te same problemy wracają ze wzmożoną siłą… to czytaj do końca, bo dziś odpowiadamy sobie na pytanie (a przynajmniej na jedną jego część): dlaczego „przepracowane” programy wracają.
Po pierwsze warto zauważyć, że zagadnienie skutecznego i trwałego uwolnienia się od obciążeń jest złożone, jednak w największym uproszczeniu składają się na niego dwa duże aspekty. Po pierwsze, czy aby na pewno uwalniasz się od źródła problemu (bo jeśli nie, to oczywistym jest, że kłopoty nie znikną). Po drugie, czy sięgasz po sposób uwalniania, który jest dla Ciebie najlepszy, a jednocześnie rzeczywiście sięga bardzo głębokich zapisów w naszej pamięci komórkowej.
O tym JAK się uwalniać, aby zadziałało m.in. możesz TUTAJ >>> Plus pewnie w najbliższym czasie pojawi się dodatkowy wpis na ten temat, bo pytania jakie dostaję ewidentnie krążą wokół tego zagadnienia.
Teraz jednak wspólnie zastanowimy się nad tym, czy aby na pewno uwalniasz się od rzeczywistego źródła problemu.
Ponieważ – w zależności od tego, w jakim nurcie rozwojowym masz doświadczenia – możemy rozumieć te pojęcia różnie, więc dla uspójnienia powiem Ci, jak ja je rozumiem 😉
Obciążający program to zbiór zapisów w naszej pamięci komórkowej. Wszystkie te zapisy łączy wspólna emocja, myśl i reakcja z ciała. Poszczególne zapisy danego programu mogą mu nadawać „różny smaczek”. Przykładowo zapis w obszarze DNA może budować odbiór, że innym może się udać, ale na pewno nie mi, podczas kiedy zapis na traumach pokoleniowych nadaje komponent, że od zawsze tak mam, już tak jest i koniec; w mojej rodzinie też tak jest, więc „genu nie wydłubiesz”. Tymczasem jeszcze inny zapis np. w błonie komórkowej może budować mi odbiór, że wszystko inne, co jest sprzeczne z danym programem, to bzdura. Jednak każdy z nich dokłada ten swój „smaczek” do części wspólnej oscylującej wokół tej samej emocji, myśli i reakcji z ciała.
Jeśli chcesz sprawdzić „na szybko” jakie programy możesz mieć zapisane w swojej pamięci komórkowej, to zapraszam Cię do analizy pliku „transformacyjne 500+”. Znajdziesz w nim ponad 500 najczęściej występujących programów, które Ludziom podcinają skrzydła, zatruwają związki, rujnują biznesy, wykluczają z nurtu życia i wykolejają na różne sposoby.
A jeśli wolisz dokładniej, głębiej i trafniej przyjrzeć się sobie i temu, jakie obciążające programy nosisz w swojej pamięci komórkowej, to czytaj dalej 😉
O sposobach trafnego samo-R.ozpoznania zapisów, jakie niesiesz w swojej pamięci komórkowej, a które na co dzień są mocnym obciążeniem, już na tym blogu było i możesz zerknąć TUTAJ>>>
Obecnie – raczej w ramach przypomnienia – powiem Ci, że używając narzędzi Zdrowej Pełni możesz sięgnąć po szereg sposobów, które potrafią Cię pokierować tak, że w sposób łatwy i przystający do Ciebie możesz trafnie rozpoznać, co tak naprawdę jest źródłem problemu i co Cię ogranicza.
Jeśli do tej pory masz na swoim koncie doświadczenia, z których wynika, że dojście do tego, co jest rzeczywistym problemem, jest trudne… ciężkie… długie… nietrafne… obarczone licznymi błędami… to możesz wierzyć, że jest Ci potrzebny zewnętrzny doradca / coach / terapeuta / uzdrowiciel / guru itp.
To, że potrzebujesz kogoś z zewnątrz, kto WIE LEPIEJ, często jest prawdą… Najczęściej wtedy, kiedy Ty nie znasz drogi dojścia i łatwego samo-R.ozpoznania tego, co masz w sobie zapisane, a co stanowi problem.
Próbowałam różnych metod i kursów. Wszystko działało mniej lub więcej, ale na krótko. Długo już (a może nawet bardzo długo) czuję, że kręcę się w miejscu. Szukałam metody, która w prosty sposób i skuteczny rozprawi się z tymi blokującymi programami.
Dzięki ćwiczeniom kursowym wydobyłam z siebie swoje zdania traumy dotyczące związków i jak je przeczytałam, to aż zdębiałam, że to takie prawdziwe i tak łatwo je sobie uświadomić.
Wybór zatem należy do Ciebie. Bo możesz szukać i szukać i szukać tego kogoś, kto wie, lub kto trafi w źródło problemu… A możesz nauczyć się trafnie czytać siebie 😉 Przy tym drugim podejściu, kiedy już znasz sposoby trafnego samo-R.ozpoznania, na co dzień dysponujesz wszystkim, czego potrzebujesz: masz dostęp do siebie i do swoich reakcji, a także żyjesz i masz dostęp do szeregu sytuacji, w których uczestniczysz 😊
Następna ważna kwestia dotyczy tego, ze co prawda narzędzi samo-R.ozpoznania jest sporo… W podejściu Zdrowej Pełni mamy ich więcej, niż te, o których tutaj wspominam, ale pozostałe (szczególnie dla kogoś na początku drogi samo-R.ozpoznania) mogą być one trudne. Dlatego dostajesz szereg sposobów, które są łatwe i które możesz zastosować z marszu. Niemniej jednak nawet ta dawka narzędzi jest dla wielu osób przytłaczająca; część osób ma poczucie, że tego „tyle jest”…
Ważne jest to, że dobierasz sposób do siebie i do dominujących u Ciebie kanałów odbierania świata. To w tym leży sekret tego, że z łatwością i szybko potrafisz odkryć, co Cię do tej pory ograniczało (nawet, jeśli od lat próbujesz dotrzeć do epicentrum problemu… próbujesz się z tej pułapki wydobyć, ale wciąż się kręcisz, albo robisz krok do przodu, by za moment cofnąć się o dwa).
Jeśli sięgasz po inne sposoby samo-R.ozpoznania niż te, które dla Ciebie będą działały najlepiej (i będą dobrane specjalnie dla Twojego naturalnego sposobu funkcjonowania w świecie), to masz pełne prawo myśleć, że:
Pierwszą jego część już znasz Potrzebujesz znać sposoby łatwego i trafnego samo-R.ozpoznania treści zapisanych w Twojej pamięci komórkowej. Dodatkowo potrzebujesz z nich wybrać te, które najlepiej działają dla Ciebie.
Druga część rozwiązania odnosi się do tego nieszczęsnego „najciemniej jest pod latarnią”, albo „kiedy samodzielnie sprawdzasz, na czym polega problem, to jesteś w czarnej dziurze i tam nic nie widać”, albo „nie da się samodzielnie znaleźć rzeczywistego i najgłębszego źródła problemu, bo już przecież Einstein mówił, że nie możemy rozwiązywać problemów używając takiego samego schematu myślowego, jakim posługiwaliśmy się w trakcie ich pojawienia się”… Tego typu przekonań, które po drodze słyszałam od Ludzi, mogłabym podać jeszcze wiele, choć jak widzisz one wszystkie mają jedną część wspólną, która polega na tym, że samodzielnie się nie da, bo nasza percepcja problemu jest w jakiś sposób ograniczona.
I nie zamierzam z tym dyskutować, bo na jakimś poziomie się z tym zgadzam Zgadzam się dokładnie z tym, że kiedy jesteśmy w działaniu i przeżywaniu życia, to większość z nas funkcjonuje w sposób, który mogłabym nazwać „uwiodła mnie moja własna historia”. Działamy. Skupiamy się na zewnętrzu. Jesteśmy pochłonięci treścią. Nie mamy w tym samym czasie łatwego dostępu do tego, co się dzieje w nas. Przez to też nie jesteśmy w kontakcie z głębszą i wewnętrzną strukturą tego, co się dzieje i tego, co doświadczamy.
Jeśli ktoś praktykuje mindfulness, albo ma dostęp do stanu zasobnego bycia w tu i teraz, to może doświadczać rzeczywistości inaczej. Może w tym samym czasie być w dobrym kontakcie z tym, co na zewnątrz i co wewnątrz nas się dzieje.
Jednak dla większości Ludzi obecnie żyjących na Ziemi sposób bycia jest taki, jakim go trafnie opisał Jacek Dukaj w książce „Lód” (swoją drogą, jeśli masz ochotę na kawałek dobrej literatury, to ja tę książkę polecam )
Moim życiem rządzi zasada wstydu.
Poznaje się świat, poznaje język opisu świata, ale nie poznaje się siebie. Większość ludzi – prawie wszyscy, jak sądzę – do śmierci nie nauczy się języka, w którym mogliby siebie opisać.
Kiedy mówię o kimś, że jest tchórzem, to znaczy, że uważam, iż zachowuje się tchórzliwie – nie znaczy to nic więcej, ponieważ oczywiście nie zajrzę mu w głąb duszy i nie dowiem się, czy jest tchórzem. Tego języka nie mogę jednak użyć do opisu samego siebie: w zakresie mojego doświadczenia pozostaję jedyną osobą, dla której słowa, czyny, zaniechania stanowią zaledwie blade i w gruncie rzeczy przypadkowe odbicie tego, co kryje się pod nimi, co stanowi ich przyczynę i źródło. Istnienia owego źródła doświadczam bezpośrednio, podczas gdy części mych zachowań nie jestem w ogóle świadom, a wszystkie odbieram w sposób niepełny, skrzywiony. Sami zawsze ostatni się dowiadujemy, jakiego idjotę zrobiliśmy z siebie w towarzystwie. Lepiej znamy intencje naszych czynów niż owe czyny. Lepiej wiemy, co chcieliśmy powiedzieć, niż co naprawdę powiedzieliśmy. Wiemy, kim chcemy być – nie wiemy, kim jesteśmy.
Język do opisu naszych zachowań istnieje, ponieważ tej rzeczywistości doświadcza wielu ludzi i mogą między sobą omówić czyjąś ostentacyjną uprzejmość lub czyjeś faux pas. Język do opisu mnie samego nie istnieje, ponieważ tej rzeczywistości nie doświadcza nikt poza mną.
Byłby to język do jednoosobowego użytku, język niewypowiadalny, niezapisywalny. Każdy musi go sam stworzyć. Większość ludzi – prawie wszyscy, jestem przekonany – do śmierci się na to nie zdobywa. Co najwyżej powtarzają w duchu cudze opisy własnej osoby, wyrażone w owym języku pochodnym – w języku drugiego rodzaju – albo wyobrażają sobie, co by w nim o sobie powiedzieli, gdyby dane im było spojrzeć na siebie z zewnątrz.
Żeby cokolwiek o sobie rzec, muszą sami dla siebie uczynić się obcymi.
Moim życiem rządzi zasada wstydu. Nie mam lepszych słów, by opowiedzieć tę prawdę.Jacek Dukaj "Lód"
Czy jednak zgadzam się z tym, że skoro w jakiś sposób ogranicza nas percepcja lub język, na bazie którego obrabiamy percypowane bodźce, to jednoznacznie oznacza, że samodzielnie nie da się R.ozpoznać tego, co jest zapisane w naszej pamięci komórkowej?
Z tym się nie zgadzam, choć rozumiem, że w linearnym sposobie myślenia, w jakiego używaniu zostaliśmy przetrenowani w szkołach, jest to naturalny wniosek. Jednak natura nie jest linearna. W naturze rozwiązań dla tego typu problemów jest mnóstwo. Przykładowo nasze oko ma ślepą plamkę. Gdybyśmy posiadali tylko jedno oko, to rzeczywiście jakaś część pola widzenia byłaby poza naszą percepcją (cały czas). Ale mamy dwoje oczu 😉 Natura znalazła sprytny sposób na rozwiązanie deficytów percepcyjnych!
Co więcej, my jako Ludzie, potrafimy się rewelacyjnie od Natury uczyć. Prawie każdy kierowca (a także i pilot) wie, że jego lusterko posiada tak zwane martwe pole. To ograniczenie percepcyjne naprawdę może kogoś kosztować życie! Dlatego ucząc się od natury, zaczęliśmy sobie radzić 😉 Mamy więcej niż jedno lusterko. Bezpiecznie jadący kierowcy dobrze te lusterka ustawiają. Mają też nawyk sprawdzania sytuacji na jezdni korzystając z więcej niż jednego lusterka. Poszliśmy nawet krok dalej i korzystamy ze specjalnie zakrzywionych luster, które dają nam większe pole widzenia, a także z kamer i systemów asystentury automatycznej, dzięki którym unikamy tak szeroko, jak się da, tego martwego pola.
Można? Można! 😊
Jak zatem brzmi druga część rozwiązania, którego potrzebujesz, aby trafnie R.ozpoznać w sobie programy, których zapis nosisz w swojej pamięci komórkowej? Zazwyczaj potrzebujesz dwóch alternatywnych sposobów dotarcia do tych treści. Co więcej każdy z tych sposobów potrzebuje być dobrany do Twojego sposobu funkcjonowania w świecie.
To wszystko dostajesz w pierwszej wyprawie rozwojowej programu „Moja Droga do Zdrowej Pełni” >>>
Kolejny aspekt związany z tym, że od lat możesz się kręcić w kółko i mimo wielu warsztatów, procesów, terapii, coachingów i innych podejść możesz wciąż doświadczać utknięcia w tych samych problemach, jest związany z celami.
A skoro w tym artykule mówimy o tym, CO uwalniamy i o tym, jak doprecyzowanie tego, CO rzeczywiście uwalniasz jest kluczowe dla skutecznego i trwałego uwolnienia, to warto się zastanowić, co mają z tym wspólnego cele… Przecież w obiegowej opinii cele się stawia, żeby je właśnie zrealizować. Żeby wyjść spoza myślenia życzeniowego i życia mrzonkami, a wejść w obszar działania i osiągania…
I jeśli Tobie tak to rzeczywiście działa, to możesz pominąć ten podrozdział 😉
Jeśli jednak wyznaczasz cele, wiesz czego chcesz w życiu, nawet zaczynasz to realizować, a mimo to efekty są mizerne w stosunku do zamierzonych, to definitywnie potrzebujesz się przyjrzeć temu, co realizację Twoich celów hamuje i obciąża.
Okazuje się, że w procesie osiągania celów (co jest mocno związane z wyjściem z Twojego utknięcia, bo kiedy realizujesz cele na przynajmniej zamierzonym poziomie, to możesz krok za krokiem z utknięcia wyjść i już nie wracają do Ciebie stare problemy) ważnych jest kilka poziomów naszego funkcjonowania z celem. Każdy z tych poziomów jest istotny i na każdym z nich może się odezwać szereg blokad zapisanych w Twojej pamięci komórkowej.
Przyjrzyjmy się wspólnie tym poziomom:
To jak reagujesz na sytuację, w której jesteś - tę, którą docelowo chcesz zmienić - jest często nieświadomym filtrem, który wyznacza Ci granice tego, jak bardzo (lub jak minimalnie) Twoja wyjściowa sytuacja może się zmienić. Nie chodzi tutaj o Twoje logiczne i racjonalne podejście. „Na umysł” możesz wiedzieć, jak powinno być, lub jak chcesz, aby było. Chodzi o Twoją rzeczywistą, głęboką reakcję podyktowaną tym, jak reaguje Twoje ciało i Twoje emocje.
Może się okazać, że tylko część Ciebie chce pozytywnej dla Ciebie zmiany. Inne części Twojej świadomości (lub podświadomości) mogą mieć do tej sprawy zupełnie inne podejście. Za tym oczywiście stoi szereg programów ograniczających i tak długo, jak one są, możesz sabotować osiągnięcie celu.
Słowa, których używasz definiując cel, a także wielkość tego celu, jego zakres czasowy (jak i inne elementy składające się na to, jak Twój cel ostatecznie wygląda) często bazują na programach zapisanych w Twojej pamięci komórkowej. Dopóki, jak budujesz cel w oparciu o ograniczające programy, dopóty może być Ci go dużo trudniej osiągnąć.
Większość celów, jakie sobie w życiu stawiamy, stawiamy po coś. Jeśli to PO CO nie współgra ze zdrowymi, wewnętrznymi zasobami… jeśli nie sprzyja spokojowi, miłości, radości, czy spełnieniu… to z całą pewnością będzie przynajmniej jedna część Twojej (pod)świadomości, która stawi temu veto.
To Twoja podświadoma reakcja na niepisane normy, które „załamiesz” realizując cel. Nawet jeśli na świadomym poziomie bardzo chcesz zmienić swoją sytuację, ale Twoja pamięć komórkowa nasiąkła treściami, co jest możliwe (lub nie) w kontakcie z Twoją grupą odniesienia, Rodziną, znajomymi etc. To może się okazać, że auto-sabotaż będzie Twoim udziałem dużo częściej, niż chcesz…
Na szczęście pamięć komórkowa niesie w sobie zapisy nie tylko blokad, ale też naszych wewnętrznych zasobów. Jak się domyślasz, cele realizowane w połączeniu z aktywnymi zasobami wewnętrznymi, będzie Ci dużo łatwiej osiągnąć. Jednocześnie wszelkie programy odcinające Ci dostęp do tych zasobów, będą dużym czynnikiem blokującym realizację celu.
Na tym etapie oprócz uwolnienia od wszelkich programów wykolejających Ci planowanie istotna jest sama technika planowania. Potrzebujesz, by dobrze współgrała z Twoim naturalnym sposobem funkcjonowania.
Jeśli trudno Ci odpuścić ten wcześniej wychuchany cel, to jest spore prawdopodobieństwo, że sięgasz po niego „na lgnięciu”. Chcesz go zrealizować z powodu odczuwanego wewnętrznie braku. Za taką postawą na 100% stoją obciążające programy… Jaki jest skutek? Łatwo to sobie przedstawisz, kiedy pomyślisz, jak kończą osoby, które wchodzą w jakikolwiek związek tylko po to, żeby nie być samemu…
Samonagradzanie jest istotne m.in. dlatego, ze na biologicznym poziomie daje naszemu ciału znać o zakończeniu pewnego etapu. Wówczas podczas realizowania celu naturalnie przechodzisz przez kilka cykli działania i odpoczynku. Rezygnacja z nagród lub złe dobranie nagród powoduje najczęściej, że jesteś w ciągłym przeciążeniu ☹
A skoro o tym wszystkim mowa, to myślę, że czas na Twoją nagrodę. Sam fakt, że tu jesteś i czytasz o treściach, które są dla wielu trudne, a dla jeszcze większej części Ludzi niewygodne, pokazuje, że chcesz o siebie zadbać i że chcesz sięgnąć po WIĘCEJ (dla siebie, a może dla Twoich Bliskich, a może nawet w dużo szerszej skali…). Dlatego, naciśnij PLAY poniżej i weź od życia pierwszą część tego, na co zasługujesz 😉
Następny puzzel w układance, CO przepracowujesz, że nie możesz wyjść z tych samych problemów i powracających trudnych emocji, dotyczy wpływu drobnoustrojów na nasze samopoczucie, sposób myślenia, czy odczuwane emocje.
Zacznijmy od przykładu. Zwróciła się do mnie Kobieta, która od lat cierpiała na lęk przed śmiercią głodową. Kończyło się to tak, że nawet jak wiedziała, że ma w domu pełną lodówkę… nawet jak była najedzona do syta… to i tak z zakupów powracała z całym bagażnikiem jedzenia. Większość tego jedzenia się marnowała. Tak samo, jak marnowały się góry pieniędzy, jakie ona na to jedzenie wydawała. Zanim się do mnie zwróciła zaliczyła terapię, ustawienia systemowe, sesje hipnozy, pracę z wcieleniami i z karmą… a problem wciąż był. Ciągnął się latami. Z mniejszym lub większym nasileniem. Kiedy Kobieta ze mną rozmawiała, to już nie była w stanie wskazać, czy momenty złagodzenia tego lęku przed śmiercią głodową następowały po jakiejś jej wewnętrznej pracy, czy też nie… Na początku jej się wydawało, że tak, ale później zaczęła wątpić. Jeszcze później uznała, że po prostu jedne metody są skuteczniejsze, niż inne, ale że żadna nie jest na tyle dobra, aby z jej lękiem wygrać, bo „program lęku” i tak się okazał silniejszy od wszystkiego, co do tej pory przetestowała.
Zaczęłyśmy sprawdzać, jak reaguje, kiedy jej się ten lęk włącza, jak przebiega w czasie… Okazało się na poziomie jej omnipotentnej komórki macierzystej żyje grzyb, który jest uszkodzony, a przez to nie może się łatwo wyżywić w zakresie, który by go trzymał w sytości. Uszkodzenie nie jest na tyle duże, by ten drobnoustrój nie przeżył… ale też jest na tyle duże, by go trzymać w ciągłym lęku przed śmiercią głodową.
Lęk, który ona czuła od lat, nie był jej lekiem. Był lękiem tego konkretnego grzyba. Jednak konsekwencje tego lęku czuła ona, jej rodzina i ich domowy budżet.
Dopiero po zaadresowaniu tego problemu okazało się, że po 3 sesjach lęk przed śmiercią głodową zniknął jej całkowicie.
Dlaczego o tym piszę? Bo może się okazać, że od lat uzdrawiasz, czy przepracowujesz coś, co „nie jest Twoje”. Takie sabotujące wpływu drobnoustrojów można zauważyć w wielu obszarach życia i mogą one dotyczyć:
… a to dopiero początek.
Dlatego, jeśli nie chcesz spędzić kolejnych lat na kręcenie się w kółko, szczególnie w sytuacji, kiedy przepracowane programy wracają, to warto sprawdzić, czy aby na pewno uwalniasz się od tego, co jest rzeczywistym źródłem problemu.
Podczas programu „Moja Droga do Zdrowej Pełni” rozprawiasz się z wewnętrznymi sabotażystami w ramach kilku wypraw rozwojowych (w każdej z nich sięgasz po coraz bardziej zaawansowane narzędzia i coraz głębsze wpływy drobnoustrojów). Wśród tych wypraw są m.in.:
Jest jeszcze cała gama problemów, które wracają, lub z których bardzo trudno Ludziom wyjść, dlatego…. Że nie są one problemami 😉 I chociaż puszczam Ci teraz oczko, to sytuacja wcale nie jest do śmiechu.
O czym dokładnie mówię? Cóż… czy Ci się to podoba, czy nie, tak długo jak żyjemy w naszych ciałach, jesteśmy pod wpływem biologicznych mechanizmów, które powstawały przez miliony lat ewolucji i które służą ciału do przetrwania. Przykładowo w przyrodzie szczególnie dla zwierząt stadnych (w tym dla nas Ludzi) trzymanie się razem jest istotne. Jeśli jakiś członek stada się oddali i zgubi, to jest większa szansa, że stado go znajdzie wracając tą samą drogą, którą szło, niż szansa, że ten pojedynczy osobnik znajdzie stado biegając w różnych kierunkach po lesie… Dlatego Natura pomaga takiemu zwierzęciu. Na skutek ODIZOLOWANIA i SAMOTNOŚCI włącza mu apatię, przez co chodzenie i działanie jest dla niego bez sensu. Najlepiej się położyć. Nic nie robić. Może zasnąć, może nie… ale w tym stanie apatii robienie czegokolwiek (może poza oddychaniem) nie ma sensu. Kiedy zwierzak leży bezczynnie pod krzakiem, stado w końcu wróci w tę stronę, gdy zacznie go szukać. Wówczas sytuacja się rozwiąże. Kiedy ten osobnik wraca do stada i już nie jest samotny, to naturalnie wyłącza się apatia . Zwierzak się otrzepuje i może dalej ze stadem iść i żyć.
Nasze ciała podlegają tym samym zwierzęcym mechanizmom. Dlatego kiedy zwraca się do mnie Kobieta z problemem apatii i tym, że nic nie może zrobić… że wszystko jest bez sensu…. że jest w totalnej rozpaczy, choć nie dzieje się nic takiego, co by tę rozpacz usprawiedliwiało… która dodatkowo mówi, że sięgnęła już po wszystko, co znała, aby się z tej rozpaczy wydostać, ale nic nie działa… to mnie zupełnie nie dziwi, że kiedy zaczynamy sprawdzać, to okazuje się, że rozpacz nie jest problemem – jest skutkiem. Problemem jest jej poczucie osamotnienia w pracy. Poczucie, że nikt jej w tę pracę fachowo nie wdrożył i wszystko musi ogarnąć SAMA. Przekonanie, że nikomu dookoła nie zależy tak, jak jej i wszyscy to olewają, więc i tak ona z tym wszystkim zostaje SAMA. Odczucie, że ZOSTAWIŁA wszystko, co znała w swojej poprzedniej pracy i teraz nie ma jak tam wrócić, ale też nie wie, co robić i gdzie pójść w zupełnie nowej sytuacji, gdzie nikt jej nie wspiera. A na koniec, gdy się okazuje, że coś zrobiła nie tak dobrze, jak się spodziewano, to znowu konfrontuje się z poczuciem, że SAMA nawaliła i nic przecież dziwnego, bo przecież nikt jej nie pomógł i była w tym zupełnie SAMA.
Dlatego w tej sytuacji rozpacz nie jest problemem. Wręcz przeciwnie: jest dowodem na to, że ciało tej kobiety bardzo dobrze funkcjonuje i wzorowo spełnia swoje biologiczne funkcje (choć sposób i jego skutki mogą się nam wydawać naprawdę nietrafione i co najwyżej mizerne).
W takim przypadku praca tej Kobiety nie polega na sięgnięciu po kolejną metodę, na bazie której przepracuje rozpacz i poczucie bezsensu tak, żeby w końcu zachciało jej się działać. Wewnętrzna transformacja w tym przypadku idzie w kierunku uwolnienia się od tego poczucia bycia zupełnie samą. Bo znowu – jeśli wziąć tę sytuację na rozum – to Kobieta ma możliwość „ogarnięcia”, „nauczenia się”, „uzyskania wsparcia” itp. Fakt jednak, że w tych okolicznościach odczuwa odizolowanie, pozostawienie samej sobie i dojmującą samotność, wynika z tego, że zapis takich programów nosi zapisany w swojej pamięci komórkowej.
Jak widzisz w układance : „dlaczego przepracowane i uzdrowione trudne programy lub emocje wracają”, oprócz tego JAK się uwalniasz, ogromne znaczenie ma także, czy aby na pewno uwalniasz się od rzeczywistego źródła problemu. A w ramach doprecyzowania tego, CO uwalniamy, istotne są zarówno:
Dopiero szersze sprawdzenie i trafne R.ozpoznanie tego, co jest rzeczywistym źródłem problemu, daje Ci możliwość laserowej precyzji w Twoim procesie wychodzenia na prostą w kierunku Twojej Zdrowej Pełni, czyli życia, które kochasz, w którym kochasz i które naprawdę ma znaczenie.
Zapraszam Cię do zabawy otwierającej oczy z kartami Osho Zen 🙂 Wylosowana karta, może pomóc Ci zobaczyć, co towarzyszy Ci obecnie w życiu (ogólnie lub w wybranym przez Ciebie temacie).
Oczywiście możesz powiedzieć, że opis kart pasuje do każdej sytuacji i każdego człowieka. Może i tak jest… Jednak refleksja nad tu i teraz jest Twoim wyborem, a wnioski są tylko i wyłącznie Twoje.
Zaufaj intuicji 😉 i upewnij się, że nie wypierasz treści, których nie chcesz usłyszeć.
Jest coś, co chętnie zobaczysz opisane na blogu?
Ucieszysz się, kiedy w podcaście usłyszysz o czymś konkretnym?
Nic prostszego 😄
Napisz o tym czyżykowi i poczekaj chwilę na podcastową lub blogową odpowiedź 😘
Jeśli od długiego czasu „się rozwijasz”, „przepracowujesz”, „uzdrawiasz”, a wciąż kręcisz się w kółko i nie możesz przejść przez niewidzialną, życiową blokadę… Lub jeśli od czasu do czasu „uda Ci się przepracować” trudne emocje, czy bolesne wspomnienia, ale za jakiś czas te same problemy wracają ze wzmożoną siłą… to czytaj do końca, bo dziś odpowiadamy sobie na pytanie (a przynajmniej na jedną jego część): dlaczego „przepracowane” programy wracają.
Po pierwsze warto zauważyć, że zagadnienie skutecznego i trwałego uwolnienia się od obciążeń jest złożone, jednak w największym uproszczeniu składają się na niego dwa duże aspekty. Po pierwsze, czy aby na pewno uwalniasz się od źródła problemu (bo jeśli nie, to oczywistym jest, że kłopoty nie znikną). Po drugie, czy sięgasz po sposób uwalniania, który jest dla Ciebie najlepszy, a jednocześnie rzeczywiście sięga bardzo głębokich zapisów w naszej pamięci komórkowej.
O tym JAK się uwalniać, aby zadziałało m.in. możesz TUTAJ >>> Plus pewnie w najbliższym czasie pojawi się dodatkowy wpis na ten temat, bo pytania jakie dostaję ewidentnie krążą wokół tego zagadnienia.
Teraz jednak wspólnie zastanowimy się nad tym, czy aby na pewno uwalniasz się od rzeczywistego źródła problemu.
Ponieważ – w zależności od tego, w jakim nurcie rozwojowym masz doświadczenia – możemy rozumieć te pojęcia różnie, więc dla uspójnienia powiem Ci, jak ja je rozumiem 😉
Obciążający program to zbiór zapisów w naszej pamięci komórkowej. Wszystkie te zapisy łączy wspólna emocja, myśl i reakcja z ciała. Poszczególne zapisy danego programu mogą mu nadawać „różny smaczek”. Przykładowo zapis w obszarze DNA może budować odbiór, że innym może się udać, ale na pewno nie mi, podczas kiedy zapis na traumach pokoleniowych nadaje komponent, że od zawsze tak mam, już tak jest i koniec; w mojej rodzinie też tak jest, więc „genu nie wydłubiesz”. Tymczasem jeszcze inny zapis np. w błonie komórkowej może budować mi odbiór, że wszystko inne, co jest sprzeczne z danym programem, to bzdura. Jednak każdy z nich dokłada ten swój „smaczek” do części wspólnej oscylującej wokół tej samej emocji, myśli i reakcji z ciała.
Jeśli chcesz sprawdzić „na szybko” jakie programy możesz mieć zapisane w swojej pamięci komórkowej, to zapraszam Cię do analizy pliku „transformacyjne 500+”. Znajdziesz w nim ponad 500 najczęściej występujących programów, które Ludziom podcinają skrzydła, zatruwają związki, rujnują biznesy, wykluczają z nurtu życia i wykolejają na różne sposoby.
Kliknij poniżej i pobierz dla siebie za darmo:
A jeśli wolisz dokładniej, głębiej i trafniej przyjrzeć się sobie i temu, jakie obciążające programy nosisz w swojej pamięci komórkowej, to czytaj dalej 😉
O sposobach trafnego samo-R.ozpoznania zapisów, jakie niesiesz w swojej pamięci komórkowej, a które na co dzień są mocnym obciążeniem, już na tym blogu było i możesz zerknąć TUTAJ>>>
Obecnie – raczej w ramach przypomnienia – powiem Ci, że używając narzędzi Zdrowej Pełni możesz sięgnąć po szereg sposobów, które potrafią Cię pokierować tak, że w sposób łatwy i przystający do Ciebie możesz trafnie rozpoznać, co tak naprawdę jest źródłem problemu i co Cię ogranicza.
Jeśli do tej pory masz na swoim koncie doświadczenia, z których wynika, że dojście do tego, co jest rzeczywistym problemem, jest trudne… ciężkie… długie… nietrafne… obarczone licznymi błędami… to możesz wierzyć, że jest Ci potrzebny zewnętrzny doradca / coach / terapeuta / uzdrowiciel / guru itp.
To, że potrzebujesz kogoś z zewnątrz, kto WIE LEPIEJ, często jest prawdą… Najczęściej wtedy, kiedy Ty nie znasz drogi dojścia i łatwego samo-R.ozpoznania tego, co masz w sobie zapisane, a co stanowi problem.
Próbowałam różnych metod i kursów. Wszystko działało mniej lub więcej, ale na krótko. Długo już (a może nawet bardzo długo) czuję, że kręcę się w miejscu. Szukałam metody, która w prosty sposób i skuteczny rozprawi się z tymi blokującymi programami.
Dzięki ćwiczeniom kursowym wydobyłam z siebie swoje zdania traumy dotyczące związków i jak je przeczytałam, to aż zdębiałam, że to takie prawdziwe i tak łatwo je sobie uświadomić.
Wybór zatem należy do Ciebie. Bo możesz szukać i szukać i szukać tego kogoś, kto wie, lub kto trafi w źródło problemu… A możesz nauczyć się trafnie czytać siebie 😉 Przy tym drugim podejściu, kiedy już znasz sposoby trafnego samo-R.ozpoznania, na co dzień dysponujesz wszystkim, czego potrzebujesz: masz dostęp do siebie i do swoich reakcji, a także żyjesz i masz dostęp do szeregu sytuacji, w których uczestniczysz 😊
Następna ważna kwestia dotyczy tego, ze co prawda narzędzi samo-R.ozpoznania jest sporo… W podejściu Zdrowej Pełni mamy ich więcej, niż te, o których tutaj wspominam, ale pozostałe (szczególnie dla kogoś na początku drogi samo-R.ozpoznania) mogą być one trudne. Dlatego dostajesz szereg sposobów, które są łatwe i które możesz zastosować z marszu. Niemniej jednak nawet ta dawka narzędzi jest dla wielu osób przytłaczająca; część osób ma poczucie, że tego „tyle jest”…
Ważne jest to, że dobierasz sposób do siebie i do dominujących u Ciebie kanałów odbierania świata. To w tym leży sekret tego, że z łatwością i szybko potrafisz odkryć, co Cię do tej pory ograniczało (nawet, jeśli od lat próbujesz dotrzeć do epicentrum problemu… próbujesz się z tej pułapki wydobyć, ale wciąż się kręcisz, albo robisz krok do przodu, by za moment cofnąć się o dwa).
Jeśli sięgasz po inne sposoby samo-R.ozpoznania niż te, które dla Ciebie będą działały najlepiej (i będą dobrane specjalnie dla Twojego naturalnego sposobu funkcjonowania w świecie), to masz pełne prawo myśleć, że:
Pierwszą jego część już znasz Potrzebujesz znać sposoby łatwego i trafnego samo-R.ozpoznania treści zapisanych w Twojej pamięci komórkowej. Dodatkowo potrzebujesz z nich wybrać te, które najlepiej działają dla Ciebie.
Druga część rozwiązania odnosi się do tego nieszczęsnego „najciemniej jest pod latarnią”, albo „kiedy samodzielnie sprawdzasz, na czym polega problem, to jesteś w czarnej dziurze i tam nic nie widać”, albo „nie da się samodzielnie znaleźć rzeczywistego i najgłębszego źródła problemu, bo już przecież Einstein mówił, że nie możemy rozwiązywać problemów używając takiego samego schematu myślowego, jakim posługiwaliśmy się w trakcie ich pojawienia się”… Tego typu przekonań, które po drodze słyszałam od Ludzi, mogłabym podać jeszcze wiele, choć jak widzisz one wszystkie mają jedną część wspólną, która polega na tym, że samodzielnie się nie da, bo nasza percepcja problemu jest w jakiś sposób ograniczona.
I nie zamierzam z tym dyskutować, bo na jakimś poziomie się z tym zgadzam Zgadzam się dokładnie z tym, że kiedy jesteśmy w działaniu i przeżywaniu życia, to większość z nas funkcjonuje w sposób, który mogłabym nazwać „uwiodła mnie moja własna historia”. Działamy. Skupiamy się na zewnętrzu. Jesteśmy pochłonięci treścią. Nie mamy w tym samym czasie łatwego dostępu do tego, co się dzieje w nas. Przez to też nie jesteśmy w kontakcie z głębszą i wewnętrzną strukturą tego, co się dzieje i tego, co doświadczamy.
Jeśli ktoś praktykuje mindfulness, albo ma dostęp do stanu zasobnego bycia w tu i teraz, to może doświadczać rzeczywistości inaczej. Może w tym samym czasie być w dobrym kontakcie z tym, co na zewnątrz i co wewnątrz nas się dzieje.
Jednak dla większości Ludzi obecnie żyjących na Ziemi sposób bycia jest taki, jakim go trafnie opisał Jacek Dukaj w książce „Lód” (swoją drogą, jeśli masz ochotę na kawałek dobrej literatury, to ja tę książkę polecam )
Moim życiem rządzi zasada wstydu.
Poznaje się świat, poznaje język opisu świata, ale nie poznaje się siebie. Większość ludzi – prawie wszyscy, jak sądzę – do śmierci nie nauczy się języka, w którym mogliby siebie opisać.
Kiedy mówię o kimś, że jest tchórzem, to znaczy, że uważam, iż zachowuje się tchórzliwie – nie znaczy to nic więcej, ponieważ oczywiście nie zajrzę mu w głąb duszy i nie dowiem się, czy jest tchórzem. Tego języka nie mogę jednak użyć do opisu samego siebie: w zakresie mojego doświadczenia pozostaję jedyną osobą, dla której słowa, czyny, zaniechania stanowią zaledwie blade i w gruncie rzeczy przypadkowe odbicie tego, co kryje się pod nimi, co stanowi ich przyczynę i źródło. Istnienia owego źródła doświadczam bezpośrednio, podczas gdy części mych zachowań nie jestem w ogóle świadom, a wszystkie odbieram w sposób niepełny, skrzywiony. Sami zawsze ostatni się dowiadujemy, jakiego idjotę zrobiliśmy z siebie w towarzystwie. Lepiej znamy intencje naszych czynów niż owe czyny. Lepiej wiemy, co chcieliśmy powiedzieć, niż co naprawdę powiedzieliśmy. Wiemy, kim chcemy być – nie wiemy, kim jesteśmy.
Język do opisu naszych zachowań istnieje, ponieważ tej rzeczywistości doświadcza wielu ludzi i mogą między sobą omówić czyjąś ostentacyjną uprzejmość lub czyjeś faux pas. Język do opisu mnie samego nie istnieje, ponieważ tej rzeczywistości nie doświadcza nikt poza mną.
Byłby to język do jednoosobowego użytku, język niewypowiadalny, niezapisywalny. Każdy musi go sam stworzyć. Większość ludzi – prawie wszyscy, jestem przekonany – do śmierci się na to nie zdobywa. Co najwyżej powtarzają w duchu cudze opisy własnej osoby, wyrażone w owym języku pochodnym – w języku drugiego rodzaju – albo wyobrażają sobie, co by w nim o sobie powiedzieli, gdyby dane im było spojrzeć na siebie z zewnątrz.
Żeby cokolwiek o sobie rzec, muszą sami dla siebie uczynić się obcymi.
Moim życiem rządzi zasada wstydu. Nie mam lepszych słów, by opowiedzieć tę prawdę.Jacek Dukaj "Lód"
Czy jednak zgadzam się z tym, że skoro w jakiś sposób ogranicza nas percepcja lub język, na bazie którego obrabiamy percypowane bodźce, to jednoznacznie oznacza, że samodzielnie nie da się R.ozpoznać tego, co jest zapisane w naszej pamięci komórkowej?
Z tym się nie zgadzam, choć rozumiem, że w linearnym sposobie myślenia, w jakiego używaniu zostaliśmy przetrenowani w szkołach, jest to naturalny wniosek. Jednak natura nie jest linearna. W naturze rozwiązań dla tego typu problemów jest mnóstwo. Przykładowo nasze oko ma ślepą plamkę. Gdybyśmy posiadali tylko jedno oko, to rzeczywiście jakaś część pola widzenia byłaby poza naszą percepcją (cały czas). Ale mamy dwoje oczu 😉 Natura znalazła sprytny sposób na rozwiązanie deficytów percepcyjnych!
Co więcej, my jako Ludzie, potrafimy się rewelacyjnie od Natury uczyć. Prawie każdy kierowca (a także i pilot) wie, że jego lusterko posiada tak zwane martwe pole. To ograniczenie percepcyjne naprawdę może kogoś kosztować życie! Dlatego ucząc się od natury, zaczęliśmy sobie radzić 😉 Mamy więcej niż jedno lusterko. Bezpiecznie jadący kierowcy dobrze te lusterka ustawiają. Mają też nawyk sprawdzania sytuacji na jezdni korzystając z więcej niż jednego lusterka. Poszliśmy nawet krok dalej i korzystamy ze specjalnie zakrzywionych luster, które dają nam większe pole widzenia, a także z kamer i systemów asystentury automatycznej, dzięki którym unikamy tak szeroko, jak się da, tego martwego pola.
Można? Można! 😊
Jak zatem brzmi druga część rozwiązania, którego potrzebujesz, aby trafnie R.ozpoznać w sobie programy, których zapis nosisz w swojej pamięci komórkowej? Zazwyczaj potrzebujesz dwóch alternatywnych sposobów dotarcia do tych treści. Co więcej każdy z tych sposobów potrzebuje być dobrany do Twojego sposobu funkcjonowania w świecie.
To wszystko dostajesz w pierwszej wyprawie rozwojowej programu „Moja Droga do Zdrowej Pełni”:
Twoją misją na tym etapie drogi jest zajrzenie w siebie i określenie przyjaznych dla Ciebie obszarów Twojej zmiany. Daj się prowadzić Twojemu wewnętrznemu głosowi i zbuduj sensowny plan działań (zewnętrznych związanych z wdrażaną zmianą) oraz wewnętrznych (nastawionych na Twoją transformację uwalniającą Cię od blokad zapisanych w Twojej pamięci komórkowej). Zyskaj jasność i klarowność tego, co chcesz oraz tego, co potrzebujesz zrobić, by to osiągnąć.
Kolejny aspekt związany z tym, że od lat możesz się kręcić w kółko i mimo wielu warsztatów, procesów, terapii, coachingów i innych podejść możesz wciąż doświadczać utknięcia w tych samych problemach, jest związany z celami.
A skoro w tym artykule mówimy o tym, CO uwalniamy i o tym, jak doprecyzowanie tego, CO rzeczywiście uwalniasz jest kluczowe dla skutecznego i trwałego uwolnienia, to warto się zastanowić, co mają z tym wspólnego cele… Przecież w obiegowej opinii cele się stawia, żeby je właśnie zrealizować. Żeby wyjść spoza myślenia życzeniowego i życia mrzonkami, a wejść w obszar działania i osiągania…
I jeśli Tobie tak to rzeczywiście działa, to możesz pominąć ten podrozdział 😉
Jeśli jednak wyznaczasz cele, wiesz czego chcesz w życiu, nawet zaczynasz to realizować, a mimo to efekty są mizerne w stosunku do zamierzonych, to definitywnie potrzebujesz się przyjrzeć temu, co realizację Twoich celów hamuje i obciąża.
Okazuje się, że w procesie osiągania celów (co jest mocno związane z wyjściem z Twojego utknięcia, bo kiedy realizujesz cele na przynajmniej zamierzonym poziomie, to możesz krok za krokiem z utknięcia wyjść i już nie wracają do Ciebie stare problemy) ważnych jest kilka poziomów naszego funkcjonowania z celem. Każdy z tych poziomów jest istotny i na każdym z nich może się odezwać szereg blokad zapisanych w Twojej pamięci komórkowej.
Przyjrzyjmy się wspólnie tym poziomom:
To jak reagujesz na sytuację, w której jesteś - tę, którą docelowo chcesz zmienić - jest często nieświadomym filtrem, który wyznacza Ci granice tego, jak bardzo (lub jak minimalnie) Twoja wyjściowa sytuacja może się zmienić. Nie chodzi tutaj o Twoje logiczne i racjonalne podejście. „Na umysł” możesz wiedzieć, jak powinno być, lub jak chcesz, aby było. Chodzi o Twoją rzeczywistą, głęboką reakcję podyktowaną tym, jak reaguje Twoje ciało i Twoje emocje.
Może się okazać, że tylko część Ciebie chce pozytywnej dla Ciebie zmiany. Inne części Twojej świadomości (lub podświadomości) mogą mieć do tej sprawy zupełnie inne podejście. Za tym oczywiście stoi szereg programów ograniczających i tak długo, jak one są, możesz sabotować osiągnięcie celu.
Słowa, których używasz definiując cel, a także wielkość tego celu, jego zakres czasowy (jak i inne elementy składające się na to, jak Twój cel ostatecznie wygląda) często bazują na programach zapisanych w Twojej pamięci komórkowej. Dopóki, jak budujesz cel w oparciu o ograniczające programy, dopóty może być Ci go dużo trudniej osiągnąć.
Większość celów, jakie sobie w życiu stawiamy, stawiamy po coś. Jeśli to PO CO nie współgra ze zdrowymi, wewnętrznymi zasobami… jeśli nie sprzyja spokojowi, miłości, radości, czy spełnieniu… to z całą pewnością będzie przynajmniej jedna część Twojej (pod)świadomości, która stawi temu veto.
To Twoja podświadoma reakcja na niepisane normy, które „załamiesz” realizując cel. Nawet jeśli na świadomym poziomie bardzo chcesz zmienić swoją sytuację, ale Twoja pamięć komórkowa nasiąkła treściami, co jest możliwe (lub nie) w kontakcie z Twoją grupą odniesienia, Rodziną, znajomymi etc. To może się okazać, że auto-sabotaż będzie Twoim udziałem dużo częściej, niż chcesz…
Na szczęście pamięć komórkowa niesie w sobie zapisy nie tylko blokad, ale też naszych wewnętrznych zasobów. Jak się domyślasz, cele realizowane w połączeniu z aktywnymi zasobami wewnętrznymi, będzie Ci dużo łatwiej osiągnąć. Jednocześnie wszelkie programy odcinające Ci dostęp do tych zasobów, będą dużym czynnikiem blokującym realizację celu.
Na tym etapie oprócz uwolnienia od wszelkich programów wykolejających Ci planowanie istotna jest sama technika planowania. Potrzebujesz, by dobrze współgrała z Twoim naturalnym sposobem funkcjonowania.
Jeśli trudno Ci odpuścić ten wcześniej wychuchany cel, to jest spore prawdopodobieństwo, że sięgasz po niego „na lgnięciu”. Chcesz go zrealizować z powodu odczuwanego wewnętrznie braku. Za taką postawą na 100% stoją obciążające programy… Jaki jest skutek? Łatwo to sobie przedstawisz, kiedy pomyślisz, jak kończą osoby, które wchodzą w jakikolwiek związek tylko po to, żeby nie być samemu…
Samonagradzanie jest istotne m.in. dlatego, ze na biologicznym poziomie daje naszemu ciału znać o zakończeniu pewnego etapu. Wówczas podczas realizowania celu naturalnie przechodzisz przez kilka cykli działania i odpoczynku. Rezygnacja z nagród lub złe dobranie nagród powoduje najczęściej, że jesteś w ciągłym przeciążeniu ☹
A skoro o tym wszystkim mowa, to myślę, że czas na Twoją nagrodę. Sam fakt, że tu jesteś i czytasz o treściach, które są dla wielu trudne, a dla jeszcze większej części Ludzi niewygodne, pokazuje, że chcesz o siebie zadbać i że chcesz sięgnąć po WIĘCEJ (dla siebie, a może dla Twoich Bliskich, a może nawet w dużo szerszej skali…). Dlatego, naciśnij PLAY poniżej i weź od życia pierwszą część tego, na co zasługujesz 😉
Następny puzzel w układance, CO przepracowujesz, że nie możesz wyjść z tych samych problemów i powracających trudnych emocji, dotyczy wpływu drobnoustrojów na nasze samopoczucie, sposób myślenia, czy odczuwane emocje.
Zacznijmy od przykładu. Zwróciła się do mnie Kobieta, która od lat cierpiała na lęk przed śmiercią głodową. Kończyło się to tak, że nawet jak wiedziała, że ma w domu pełną lodówkę… nawet jak była najedzona do syta… to i tak z zakupów powracała z całym bagażnikiem jedzenia. Większość tego jedzenia się marnowała. Tak samo, jak marnowały się góry pieniędzy, jakie ona na to jedzenie wydawała. Zanim się do mnie zwróciła zaliczyła terapię, ustawienia systemowe, sesje hipnozy, pracę z wcieleniami i z karmą… a problem wciąż był. Ciągnął się latami. Z mniejszym lub większym nasileniem. Kiedy Kobieta ze mną rozmawiała, to już nie była w stanie wskazać, czy momenty złagodzenia tego lęku przed śmiercią głodową następowały po jakiejś jej wewnętrznej pracy, czy też nie… Na początku jej się wydawało, że tak, ale później zaczęła wątpić. Jeszcze później uznała, że po prostu jedne metody są skuteczniejsze, niż inne, ale że żadna nie jest na tyle dobra, aby z jej lękiem wygrać, bo „program lęku” i tak się okazał silniejszy od wszystkiego, co do tej pory przetestowała.
Zaczęłyśmy sprawdzać, jak reaguje, kiedy jej się ten lęk włącza, jak przebiega w czasie… Okazało się na poziomie jej omnipotentnej komórki macierzystej żyje grzyb, który jest uszkodzony, a przez to nie może się łatwo wyżywić w zakresie, który by go trzymał w sytości. Uszkodzenie nie jest na tyle duże, by ten drobnoustrój nie przeżył… ale też jest na tyle duże, by go trzymać w ciągłym lęku przed śmiercią głodową.
Lęk, który ona czuła od lat, nie był jej lekiem. Był lękiem tego konkretnego grzyba. Jednak konsekwencje tego lęku czuła ona, jej rodzina i ich domowy budżet.
Dopiero po zaadresowaniu tego problemu okazało się, że po 3 sesjach lęk przed śmiercią głodową zniknął jej całkowicie.
Dlaczego o tym piszę? Bo może się okazać, że od lat uzdrawiasz, czy przepracowujesz coś, co „nie jest Twoje”. Takie sabotujące wpływu drobnoustrojów można zauważyć w wielu obszarach życia i mogą one dotyczyć:
… a to dopiero początek.
Dlatego, jeśli nie chcesz spędzić kolejnych lat na kręcenie się w kółko, szczególnie w sytuacji, kiedy przepracowane programy wracają, to warto sprawdzić, czy aby na pewno uwalniasz się od tego, co jest rzeczywistym źródłem problemu.
Podczas programu „Moja Droga do Zdrowej Pełni” rozprawiasz się z wewnętrznymi sabotażystami w ramach kilku wypraw rozwojowych (w każdej z nich sięgasz po coraz bardziej zaawansowane narzędzia i coraz głębsze wpływy drobnoustrojów). Wśród tych wypraw są m.in.:
Jest jeszcze cała gama problemów, które wracają, lub z których bardzo trudno Ludziom wyjść, dlatego…. Że nie są one problemami 😉 I chociaż puszczam Ci teraz oczko, to sytuacja wcale nie jest do śmiechu.
O czym dokładnie mówię? Cóż… czy Ci się to podoba, czy nie, tak długo jak żyjemy w naszych ciałach, jesteśmy pod wpływem biologicznych mechanizmów, które powstawały przez miliony lat ewolucji i które służą ciału do przetrwania. Przykładowo w przyrodzie szczególnie dla zwierząt stadnych (w tym dla nas Ludzi) trzymanie się razem jest istotne. Jeśli jakiś członek stada się oddali i zgubi, to jest większa szansa, że stado go znajdzie wracając tą samą drogą, którą szło, niż szansa, że ten pojedynczy osobnik znajdzie stado biegając w różnych kierunkach po lesie… Dlatego Natura pomaga takiemu zwierzęciu. Na skutek ODIZOLOWANIA i SAMOTNOŚCI włącza mu apatię, przez co chodzenie i działanie jest dla niego bez sensu. Najlepiej się położyć. Nic nie robić. Może zasnąć, może nie… ale w tym stanie apatii robienie czegokolwiek (może poza oddychaniem) nie ma sensu. Kiedy zwierzak leży bezczynnie pod krzakiem, stado w końcu wróci w tę stronę, gdy zacznie go szukać. Wówczas sytuacja się rozwiąże. Kiedy ten osobnik wraca do stada i już nie jest samotny, to naturalnie wyłącza się apatia . Zwierzak się otrzepuje i może dalej ze stadem iść i żyć.
Nasze ciała podlegają tym samym zwierzęcym mechanizmom. Dlatego kiedy zwraca się do mnie Kobieta z problemem apatii i tym, że nic nie może zrobić… że wszystko jest bez sensu…. że jest w totalnej rozpaczy, choć nie dzieje się nic takiego, co by tę rozpacz usprawiedliwiało… która dodatkowo mówi, że sięgnęła już po wszystko, co znała, aby się z tej rozpaczy wydostać, ale nic nie działa… to mnie zupełnie nie dziwi, że kiedy zaczynamy sprawdzać, to okazuje się, że rozpacz nie jest problemem – jest skutkiem. Problemem jest jej poczucie osamotnienia w pracy. Poczucie, że nikt jej w tę pracę fachowo nie wdrożył i wszystko musi ogarnąć SAMA. Przekonanie, że nikomu dookoła nie zależy tak, jak jej i wszyscy to olewają, więc i tak ona z tym wszystkim zostaje SAMA. Odczucie, że ZOSTAWIŁA wszystko, co znała w swojej poprzedniej pracy i teraz nie ma jak tam wrócić, ale też nie wie, co robić i gdzie pójść w zupełnie nowej sytuacji, gdzie nikt jej nie wspiera. A na koniec, gdy się okazuje, że coś zrobiła nie tak dobrze, jak się spodziewano, to znowu konfrontuje się z poczuciem, że SAMA nawaliła i nic przecież dziwnego, bo przecież nikt jej nie pomógł i była w tym zupełnie SAMA.
Dlatego w tej sytuacji rozpacz nie jest problemem. Wręcz przeciwnie: jest dowodem na to, że ciało tej kobiety bardzo dobrze funkcjonuje i wzorowo spełnia swoje biologiczne funkcje (choć sposób i jego skutki mogą się nam wydawać naprawdę nietrafione i co najwyżej mizerne).
W takim przypadku praca tej Kobiety nie polega na sięgnięciu po kolejną metodę, na bazie której przepracuje rozpacz i poczucie bezsensu tak, żeby w końcu zachciało jej się działać. Wewnętrzna transformacja w tym przypadku idzie w kierunku uwolnienia się od tego poczucia bycia zupełnie samą. Bo znowu – jeśli wziąć tę sytuację na rozum – to Kobieta ma możliwość „ogarnięcia”, „nauczenia się”, „uzyskania wsparcia” itp. Fakt jednak, że w tych okolicznościach odczuwa odizolowanie, pozostawienie samej sobie i dojmującą samotność, wynika z tego, że zapis takich programów nosi zapisany w swojej pamięci komórkowej.
Jak widzisz w układance : „dlaczego przepracowane i uzdrowione trudne programy lub emocje wracają”, oprócz tego JAK się uwalniasz, ogromne znaczenie ma także, czy aby na pewno uwalniasz się od rzeczywistego źródła problemu. A w ramach doprecyzowania tego, CO uwalniamy, istotne są zarówno:
Dopiero szersze sprawdzenie i trafne R.ozpoznanie tego, co jest rzeczywistym źródłem problemu, daje Ci możliwość laserowej precyzji w Twoim procesie wychodzenia na prostą w kierunku Twojej Zdrowej Pełni, czyli życia, które kochasz, w którym kochasz i które naprawdę ma znaczenie.
Napisz komu i na jaki adres mailowy czyżyk ma wysłać spis najczęstszych programów, które mogą Cię ograniczać w życiu, w związku, w rodzicielstwie, w karierze lub w biznesie. Poznaj, co tak naprawdę Ci przeszkadza i uwolnij się od tego!