Zapraszam Cię do opowieści Agnieszki – jednej z Bohaterek Zdrowej Pełni
Z jej relacji dowiesz się, jak uwolnienie w praktyce działa i po czym można poznać na co dzień, że zrobiłaś dla siebie (i Twoich Bliskich) kawał dobrej roboty
Poniżej znajdziesz kilka cytatów z opowieści Agnieszki – tak dla szybkiej powtórki 😉 Zapraszam 💗
W temacie dziecka… no to miałam olbrzymią traumę i lęk przed tym, że coś mojemu dziecku się stanie i że zachoruje. I to moje dziecko chorowało rzeczywiście (jest chorowitkiem).
Miało wcześniej taki przypadek z zapaściami. Więc ja myślałam, że na moich rękach mi dziecko umarło, bo mniej więcej takie jest odczucie. Dziecko traci oddech. Gałki się wywijają do tyłu. Ma padaczkę i na chwilę przestaje reagować.
No dla mnie to było tak traumatyczne przeżycie, że ja po tym nie mogłam dojść do siebie i mojemu dziecku notorycznie sprawdzałam temperaturę. Jak było chore, to nie spałam po nocach. Chodziłam do lekarza z każdym kichnięciem.
A po jednej sesji, w której udało mi się uwolnić od tego (i powiem szczerze że to nie była łatwa sesja. Pamiętam, że trwa chyba 3 lub 4 godziny) już była zmiana. Po tej sesji moje dziecko znowu zachorowało. No więc ja idę do mojego dziecka, a tam niania sprawdza temperaturę. I mówię sobie: „kurczę, no chyba jakaś szalona, bo po co ona tak sprawdza…” Mówię jej: „po co Ty tak tę temperaturę sprawdzasz?”, a dopiero potem przypomniałam sobie, że Boże to ja jej kazałam non stop sprawdzać temu dziecku biednemu temperaturę.
Więc od kiedy tak się uwolniłam, to i moje dziecko mniej choruje, i ja mam lepsze podejście, i gdzieś tam odzyskałam swoją równowagę życiową, i mogę się cieszyć i dzieckiem, i życiem, i macierzyństwem.
Przede wszystkim sesja działa natychmiast. Jak sobie na koniec sesji sprawdzamy sytuację, z którą ja do Ciebie przychodzę i Ci mówię, jakie mam odczucia, to na koniec sesji naprawdę ma się zupełnie inne myślenie. To jest niesamowite!
Tutaj też mogłabym wymieniać liczne przypadki. Ja miałam np. problem z tym że byłam zbyt pedantyczna i moim procesem obronnym było działanie. Więc mój dom jest uporządkowany kolorystycznie. Wszystkie ubrania są poprasowane. Ułożone od białego do czarnego. Nawet skarpetki i majtki są poukładane kolorystycznie w ten sposób.
Natomiast ostatnio mi się przydarzyła sytuacja taka, że zalało nam połowę domu, więc musieli nam zrywać podłogę z całego pierwszego piętra. Dlatego wszystkie rzeczy musiały gdzieś tam powędrować do innych pokoi na pierwsze piętro… I ja jestem nadal szczęśliwa. Nic mi nie przeszkadza. W ogóle!
Mój mąż jest najbardziej wyczilowanym człowiekiem świata. To ja zawsze byłam ta, która się przejmowała. A jak zalało nam dom, to mój mąż mówi: „słuchaj, to już jest koniec, ja dzwonię do naszego adwokata i załatwiamy tę sprawę. Trzeba pozwać naszego dewelopera.” A ja mu mówię: „po co będziemy tracić energię na to, żeby pozywać. Szczególnie, że deweloper pokazuje swoją dobrą stronę i chce nam to na własną rękę naprawić. Zepsuło się, no to się naprawi”. I on tak patrzy na mnie i mówi: „a co Ty taka wyczilowana jesteś? Co się z Tobą dzieje? To Ty powinnaś być tym motorem napędowym, żeby tego adwokata wzywać i do tej sprawy się przygotowywać.” Natomiast ja, gdzieś przez to, że odnalazłam spokój w sobie, to mi tak dobrze. Nic mi nie przeszkadzało. Za mną te gruzy, bo skuwają podłogę w moim pięknym domu (takim wyczyszczonym z kurzu na błysk), a ja sobie siedziałam. Nadal mogłam się zrelaksować. Wypić swoją herbatę. Pobawić się z dzieckiem. Nie ma problemu.
Nie stresuję się podróżami. Kiedyś nienawidziłam się pakować. Teraz? Wrzuciłam parę ciuchów i mi wystarczyło. Mówię sobie: „a to najwyżej sobie coś kupię, jakby zabrakło, albo pożyczę od koleżanki. Nie ma problemu.” Teraz jak pojechałam na wakacje wszystkie ubrania były wywrócone w walizce. Brałam pierwsze z brzegu. Nic mi nie przeszkadzało. To jest niesamowite uczucie, bo ja już nie muszę mieć wszystkiego od linijki. Ja nadal lubię mieć poukładane, ale NIE MUSZĘ. Nadal lubię czystość, ale to nie jest obsesyjna czystość. To nie jest już choroba, bo wydaje mi się, że pedantyzm w pewnym momencie zaczyna być jednak uciążliwą chorobą.
Na wyjeździe nic mnie nie denerwowało. Wszystko było idealnie, nawet jeżeli coś tam było nie tak, to było to tylko chwilowe. Gdzieś tam po mnie spływało tak, że mogłam się cieszyć całkowicie wyjazdem, czego ja nie doświadczyłam chyba jeszcze nigdy.
Pamiętam, że wcześniej miałam bardzo duże poczucie winy i odpowiedzialności za wszystko; że ja muszę nad wszystkim panować.
Nie zostawiłabym na pewno mojego męża z domem wiedząc, że mój mąż w ogóle nie zadba o kwiatki, o kota i o coś tam..
A teraz poczułam że muszę wyjechać i że to musi być ciepły kraj. I poczułam, że dla mojego dziecka to będzie dobre. Mój mąż jest cudownym człowiekiem. Z tym akurat nie miałam nigdy problemu. Sama wiesz, że my jesteśmy super związkiem, więc mówi: „dobra, jedź”. Kupił mi wyjazd.
Super! Mogłam go zostawić. Sama mogłam pojechać. Gdzieś tam zaczynam się spełniać powoli jako JA! Że ja nie muszę się podporządkować pod kogoś. Że ja mogę się cieszyć swoim szczęściem, bo mogę. Że ja sobie sama nakładałam jakieś obarczenia, jakieś granice… że tego nie wolno, tamtego nie wolno…
Nie! Wszystko można i naprawdę życie nam daje tyle narzędzi do cieszenia się, że to jest niesamowite!
Bardzo dużo odpowiedzi odnalazłam w sobie i zobaczyłam, że na sesji Zdrowej Pełni nie ma złych odpowiedzi. Ja jestem dość racjonalną osobą. Dopuszczam to, że ludziom się przytrafiają cuda, natomiast gdzieś nie wierzyłam do końca, że ja coś zobaczę w sobie… że ja zamknę oczy i będę widzieć.
A tu jednak… To są bardzo delikatne rzeczy, które trzeba poczuć. I ty to czujesz. Tylko musisz w to uwierzyć, że to nie jest zła odpowiedź, że to nie jest nic głupiego. Żeby się nie wstydzić tych odpowiedzi. Niesamowite było dla mnie, jak kiedyś właśnie rozmawialiśmy i tak mi się kazałaś przemieszczać po moim ciele. Gdzieś tam w sercu miałam ucisk i ty mi się pytałaś, jaki to ucisk i ja ci opowiadałam. Ty mi później powiedziałaś, co to znaczy. Natomiast te odpowiedzi de facto miałam w sobie!
Przez to że my teraz mamy tabletkę na ból głowy… na ból serca… na bezsenność… to my gdzieś tracimy możliwość samoleczenia.
A tak naprawdę trzeba zacząć od wnętrza. Trzeba zacząć od tego co się czuje i nie ma tam złych odpowiedzi. Tam są te właściwe odpowiedzi, tylko trzeba uwierzyć, że każdy ma tę moc, że jest w stanie to zrobić.
Nie stresować się tym, że np. jest to pierwsza sesja… że nie wejdę sesję… że to na pewno trzeba czuć coś wielkiego, bo telewizja nas uczy, że jak masz wizję to widzisz wszystko jak idealnie musi być tak jak na obrazku. Nie!
Nawet przy ostatniej sesji z Tobą, kiedy zjeżdżałam windą w głąb siebie i tak sobie mówię „kurczę, chyba nic nie widzę…” i nagle bum. Coś mi się pojawiło! Zaczęłam opowiadać i okazało się, że to jest to, co powinno być. Na początku pomyślałam: „a może moja głowa poszła do bajek mojej córki…” A to jednak było to! To nie była zła odpowiedź.
Więc na sesje Zdrowej Pełni, dla kogoś, kto miałby zacząć, to ja bym poradziła tylko tyle, żeby mówić dokładnie wszystko, co się czuje. Nie ma złych odpowiedzi. Nie ma dziwnych, lub słabych wizji. Nie ma, że wizji nie będzie. Będą. Tylko trzeba spokojnie. To co widzisz, to widzisz. Jak widzisz czarno, to widzisz czarno, to mówisz Monice, że widzisz czarno. Trzeba naprawdę iść szczerze za tym, co się widzi i czuje. I to jest niesamowite!
Mój tata jest lekarzem, a mama jest bardzo mocno udowodniona. Dzięki temu, ja mam w sobie wiarę w medycynę konwencjonalną i w medycyny niekonwencjonalną. Uważam, że Twoja praca jest mocno powiązana z medycyną konwencjonalną. Z tego względu, że jedno wywodzi się z drugiego. Natomiast medycyna konwencjonalna w obecnej formie ma taki zastrzyk, że trzeba sprzedawać… że tu są leki na wszystko…
Teraz idę przez życie szczęśliwa. Jestem na etapie osobistego rozwoju, gdzie wreszcie mam do tego siłę, chęci i kreatywność.
Bo jeżeli masz depresję i masz swoje traumy… to nagle czujesz, jakbyś nie miała na nic czasu… na nic siły. Jesteś beznadziejna. Niby masz wszystko dookoła, więc się jeszcze bardziej obwiniasz, że kurczę, powinnam być szczęśliwa, a nie jestem.
Więc teraz wreszcie mogę zacząć pracować! Mogę się rozwijać!
To jest piękne, bo mam właśnie taką pełnię swojego życia. Mam spokój w sobie. To jest piękne. Cudowne.
Jak coś nie jest poukładane w domu, to już spokojnie mogę siedzieć na kanapie. Może się walić i palić, a ja mogę nadal odpoczywać.
Z tym miałam problem zanim się do Ciebie zwróciłam. Jak coś nie stało na swoim miejscu, to ja już nie mogłam siedzieć.
Idąc do pracy musiałam być pięknie umalowana. Pięknie uczesana… A po którejś sesji z Tobą pamiętam, że byłam po piaskowaniu zębów i nagle przyszło mi do głowy, że ja muszę teraz pojechać do tego biura i to załatwić. I wtedy wszystko mi się udało. Jestem na dobrej drodze. Mam parę kontraktów teraz, które będę zamykać. Także cuda się dzieją.
Jak kroczysz optymalną ścieżką życia, to jesteś w takim dobrobycie. I to nie chodzi o materialny dobrobyt, ale energetyczny.
Na pewno przyciągasz Ludzi do siebie, bo ja widzę, jak Ludzie reagują na mnie i ja na nich, więc się przyciągacie. gdzieś tam jest dobra energia, ale oni Ci nie zabierają tej energii.
Czujesz wewnętrzny spokój przede wszystkim. Nie stresujesz się na zapas. Czujesz się połączona z naturą. Ja to bardzo mocno czuję. Ja czuję, jak jestem połączona z naturą.
A jak byłam na nieoptymalnej ścieżce życia, to czujesz się , jakbyś był zamknięty w pokoju; w jakiejś klatce.
Mimo tego, że jestem dokładnie w tej samej sytuacji i finansowej, i życiowej… a życie mi się zmieniło o 180 stopni.
Trzeba się otworzyć. Trzeba być gotowym na to, by zmienić swoje życie. Sesje nie trwają krótko, co też jest niesamowite, bo to jest Twój czas. Ty poświęcasz swój czas, swoją energię. I Ty ze mną wałkujesz temat, dopóki Ty nie jesteś na 100% pewna, że ja jestem już w dobrym miejscu. Bo czasem ja Ci wcześniej mówiłam, że już jest dobrze, ale Ty wtedy mówisz: „a to zobaczymy jeszcze z tej, z tamtej, z trzeciej strony…” I gdzieś dociekasz tego. Masz swoje narzędzia, którymi możesz dotrzeć, czy to już jest to, czy jeszcze nie. To jest super.
„Magicznie” moja egzema zniknęła. Ja wiem, że Ty nie leczysz tej egzemy, ale zniknęła.
Dwa lata się z tym borykałam. Nie wiem, u ilu dermatologów byłam. Mój ojciec jest lekarzem. Przynosił mi różnego rodzaju specyfiki od najlepszych dermatologów w Polsce i… no jakoś nie działało.
A jak poradziłam sobie z sobą. Uwolniłam siebie. I nie ma.
Pamiętam, jak Ci mówiłam, że ja muszę wszystko sama, że ja nie mam czasu na nic, bo ja wszystko muszę. A tu jednak się okazało, że ja nic nie muszę. I tak naprawdę nikt tego ode mnie nie wymagał. Tylko ja sobie sama nakładałam na siebie mnóstwo obowiązków i takiego poczucia, że ja muszę. To mi zabierało nie dość, że mnóstwo czasu, to mnóstwo energii i nie byłam otwarta na działanie kreatywne. Bo wtedy nie masz czasu na to. Jesteś sama gdzieś tam w sobie spiętym kłębkiem nerwów.
Zapraszam Cię do zabawy otwierającej oczy z kartami Osho Zen 🙂 Wylosowana karta, może pomóc Ci zobaczyć, co towarzyszy Ci obecnie w życiu (ogólnie lub w wybranym przez Ciebie temacie).
Oczywiście możesz powiedzieć, że opis kart pasuje do każdej sytuacji i każdego człowieka. Może i tak jest… Jednak refleksja nad tu i teraz jest Twoim wyborem, a wnioski są tylko i wyłącznie Twoje.
Zaufaj intuicji 😉 i upewnij się, że nie wypierasz treści, których nie chcesz usłyszeć.
Zapraszam Cię do opowieści Agnieszki – jednej z Bohaterek Zdrowej Pełni 🥰 Z jej relacji dowiesz się, jak uwolnienie w praktyce działa i po czym można poznać na co dzień, że zrobiłaś dla siebie (i Twoich Bliskich) kawał dobrej roboty 💖
Poniżej znajdziesz kilka cytatów z opowieści Agnieszki – tak dla szybkiej powtórki 😉 Zapraszam 💗
W temacie dziecka… no to miałam olbrzymią traumę i lęk przed tym, że coś mojemu dziecku się stanie i że zachoruje. I to moje dziecko chorowało rzeczywiście (jest chorowitkiem).
Miało wcześniej taki przypadek z zapaściami. Więc ja myślałam, że na moich rękach mi dziecko umarło, bo mniej więcej takie jest odczucie. Dziecko traci oddech. Gałki się wywijają do tyłu. Ma padaczkę i na chwilę przestaje reagować.
No dla mnie to było tak traumatyczne przeżycie, że ja po tym nie mogłam dojść do siebie i mojemu dziecku notorycznie sprawdzałam temperaturę. Jak było chore, to nie spałam po nocach. Chodziłam do lekarza z każdym kichnięciem.
A po jednej sesji, w której udało mi się uwolnić od tego (i powiem szczerze że to nie była łatwa sesja. Pamiętam, że trwa chyba 3 lub 4 godziny) już była zmiana. Po tej sesji moje dziecko znowu zachorowało. No więc ja idę do mojego dziecka, a tam niania sprawdza temperaturę. I mówię sobie: „kurczę, no chyba jakaś szalona, bo po co ona tak sprawdza…” Mówię jej: „po co Ty tak tę temperaturę sprawdzasz?”, a dopiero potem przypomniałam sobie, że Boże to ja jej kazałam non stop sprawdzać temu dziecku biednemu temperaturę.
Więc od kiedy tak się uwolniłam, to i moje dziecko mniej choruje, i ja mam lepsze podejście, i gdzieś tam odzyskałam swoją równowagę życiową, i mogę się cieszyć i dzieckiem, i życiem, i macierzyństwem.
Przede wszystkim sesja działa natychmiast. Jak sobie na koniec sesji sprawdzamy sytuację, z którą ja do Ciebie przychodzę i Ci mówię, jakie mam odczucia, to na koniec sesji naprawdę ma się zupełnie inne myślenie. To jest niesamowite!
Tutaj też mogłabym wymieniać liczne przypadki. Ja miałam np. problem z tym że byłam zbyt pedantyczna i moim procesem obronnym było działanie. Więc mój dom jest uporządkowany kolorystycznie. Wszystkie ubrania są poprasowane. Ułożone od białego do czarnego. Nawet skarpetki i majtki są poukładane kolorystycznie w ten sposób.
Natomiast ostatnio mi się przydarzyła sytuacja taka, że zalało nam połowę domu, więc musieli nam zrywać podłogę z całego pierwszego piętra. Dlatego wszystkie rzeczy musiały gdzieś tam powędrować do innych pokoi na pierwsze piętro… I ja jestem nadal szczęśliwa. Nic mi nie przeszkadza. W ogóle!
Mój mąż jest najbardziej wyczilowanym człowiekiem świata. To ja zawsze byłam ta, która się przejmowała. A jak zalało nam dom, to mój mąż mówi: „słuchaj, to już jest koniec, ja dzwonię do naszego adwokata i załatwiamy tę sprawę. Trzeba pozwać naszego dewelopera.” A ja mu mówię: „po co będziemy tracić energię na to, żeby pozywać. Szczególnie, że deweloper pokazuje swoją dobrą stronę i chce nam to na własną rękę naprawić. Zepsuło się, no to się naprawi”. I on tak patrzy na mnie i mówi: „a co Ty taka wyczilowana jesteś? Co się z Tobą dzieje? To Ty powinnaś być tym motorem napędowym, żeby tego adwokata wzywać i do tej sprawy się przygotowywać.” Natomiast ja, gdzieś przez to, że odnalazłam spokój w sobie, to mi tak dobrze. Nic mi nie przeszkadzało. Za mną te gruzy, bo skuwają podłogę w moim pięknym domu (takim wyczyszczonym z kurzu na błysk), a ja sobie siedziałam. Nadal mogłam się zrelaksować. Wypić swoją herbatę. Pobawić się z dzieckiem. Nie ma problemu.
Nie stresuję się podróżami. Kiedyś nienawidziłam się pakować. Teraz? Wrzuciłam parę ciuchów i mi wystarczyło. Mówię sobie: „a to najwyżej sobie coś kupię, jakby zabrakło, albo pożyczę od koleżanki. Nie ma problemu.” Teraz jak pojechałam na wakacje wszystkie ubrania były wywrócone w walizce. Brałam pierwsze z brzegu. Nic mi nie przeszkadzało. To jest niesamowite uczucie, bo ja już nie muszę mieć wszystkiego od linijki. Ja nadal lubię mieć poukładane, ale NIE MUSZĘ. Nadal lubię czystość, ale to nie jest obsesyjna czystość. To nie jest już choroba, bo wydaje mi się, że pedantyzm w pewnym momencie zaczyna być jednak uciążliwą chorobą.
Na wyjeździe nic mnie nie denerwowało. Wszystko było idealnie, nawet jeżeli coś tam było nie tak, to było to tylko chwilowe. Gdzieś tam po mnie spływało tak, że mogłam się cieszyć całkowicie wyjazdem, czego ja nie doświadczyłam chyba jeszcze nigdy.
Pamiętam, że wcześniej miałam bardzo duże poczucie winy i odpowiedzialności za wszystko; że ja muszę nad wszystkim panować.
Nie zostawiłabym na pewno mojego męża z domem wiedząc, że mój mąż w ogóle nie zadba o kwiatki, o kota i o coś tam..
A teraz poczułam że muszę wyjechać i że to musi być ciepły kraj. I poczułam, że dla mojego dziecka to będzie dobre. Mój mąż jest cudownym człowiekiem. Z tym akurat nie miałam nigdy problemu. Sama wiesz, że my jesteśmy super związkiem, więc mówi: „dobra, jedź”. Kupił mi wyjazd.
Super! Mogłam go zostawić. Sama mogłam pojechać. Gdzieś tam zaczynam się spełniać powoli jako JA! Że ja nie muszę się podporządkować pod kogoś. Że ja mogę się cieszyć swoim szczęściem, bo mogę. Że ja sobie sama nakładałam jakieś obarczenia, jakieś granice… że tego nie wolno, tamtego nie wolno…
Nie! Wszystko można i naprawdę życie nam daje tyle narzędzi do cieszenia się, że to jest niesamowite!
Bardzo dużo odpowiedzi odnalazłam w sobie i zobaczyłam, że na sesji Zdrowej Pełni nie ma złych odpowiedzi. Ja jestem dość racjonalną osobą. Dopuszczam to, że ludziom się przytrafiają cuda, natomiast gdzieś nie wierzyłam do końca, że ja coś zobaczę w sobie… że ja zamknę oczy i będę widzieć.
A tu jednak… To są bardzo delikatne rzeczy, które trzeba poczuć. I ty to czujesz. Tylko musisz w to uwierzyć, że to nie jest zła odpowiedź, że to nie jest nic głupiego. Żeby się nie wstydzić tych odpowiedzi. Niesamowite było dla mnie, jak kiedyś właśnie rozmawialiśmy i tak mi się kazałaś przemieszczać po moim ciele. Gdzieś tam w sercu miałam ucisk i ty mi się pytałaś, jaki to ucisk i ja ci opowiadałam. Ty mi później powiedziałaś, co to znaczy. Natomiast te odpowiedzi de facto miałam w sobie!
Przez to że my teraz mamy tabletkę na ból głowy… na ból serca… na bezsenność… to my gdzieś tracimy możliwość samoleczenia.
A tak naprawdę trzeba zacząć od wnętrza. Trzeba zacząć od tego co się czuje i nie ma tam złych odpowiedzi. Tam są te właściwe odpowiedzi, tylko trzeba uwierzyć, że każdy ma tę moc, że jest w stanie to zrobić.
Nie stresować się tym, że np. jest to pierwsza sesja… że nie wejdę sesję… że to na pewno trzeba czuć coś wielkiego, bo telewizja nas uczy, że jak masz wizję to widzisz wszystko jak idealnie musi być tak jak na obrazku. Nie!
Nawet przy ostatniej sesji z Tobą, kiedy zjeżdżałam windą w głąb siebie i tak sobie mówię „kurczę, chyba nic nie widzę…” i nagle bum. Coś mi się pojawiło! Zaczęłam opowiadać i okazało się, że to jest to, co powinno być. Na początku pomyślałam: „a może moja głowa poszła do bajek mojej córki…” A to jednak było to! To nie była zła odpowiedź.
Więc na sesje Zdrowej Pełni, dla kogoś, kto miałby zacząć, to ja bym poradziła tylko tyle, żeby mówić dokładnie wszystko, co się czuje. Nie ma złych odpowiedzi. Nie ma dziwnych, lub słabych wizji. Nie ma, że wizji nie będzie. Będą. Tylko trzeba spokojnie. To co widzisz, to widzisz. Jak widzisz czarno, to widzisz czarno, to mówisz Monice, że widzisz czarno. Trzeba naprawdę iść szczerze za tym, co się widzi i czuje. I to jest niesamowite!
Mój tata jest lekarzem, a mama jest bardzo mocno udowodniona. Dzięki temu, ja mam w sobie wiarę w medycynę konwencjonalną i w medycyny niekonwencjonalną. Uważam, że Twoja praca jest mocno powiązana z medycyną konwencjonalną. Z tego względu, że jedno wywodzi się z drugiego. Natomiast medycyna konwencjonalna w obecnej formie ma taki zastrzyk, że trzeba sprzedawać… że tu są leki na wszystko…
Teraz idę przez życie szczęśliwa. Jestem na etapie osobistego rozwoju, gdzie wreszcie mam do tego siłę, chęci i kreatywność.
Bo jeżeli masz depresję i masz swoje traumy… to nagle czujesz, jakbyś nie miała na nic czasu… na nic siły. Jesteś beznadziejna. Niby masz wszystko dookoła, więc się jeszcze bardziej obwiniasz, że kurczę, powinnam być szczęśliwa, a nie jestem.
Więc teraz wreszcie mogę zacząć pracować! Mogę się rozwijać!
To jest piękne, bo mam właśnie taką pełnię swojego życia. Mam spokój w sobie. To jest piękne. Cudowne.
Jak coś nie jest poukładane w domu, to już spokojnie mogę siedzieć na kanapie. Może się walić i palić, a ja mogę nadal odpoczywać.
Z tym miałam problem zanim się do Ciebie zwróciłam. Jak coś nie stało na swoim miejscu, to ja już nie mogłam siedzieć.
Idąc do pracy musiałam być pięknie umalowana. Pięknie uczesana… A po którejś sesji z Tobą pamiętam, że byłam po piaskowaniu zębów i nagle przyszło mi do głowy, że ja muszę teraz pojechać do tego biura i to załatwić. I wtedy wszystko mi się udało. Jestem na dobrej drodze. Mam parę kontraktów teraz, które będę zamykać. Także cuda się dzieją.
Jak kroczysz optymalną ścieżką życia, to jesteś w takim dobrobycie. I to nie chodzi o materialny dobrobyt, ale energetyczny.
Na pewno przyciągasz Ludzi do siebie, bo ja widzę, jak Ludzie reagują na mnie i ja na nich, więc się przyciągacie. gdzieś tam jest dobra energia, ale oni Ci nie zabierają tej energii.
Czujesz wewnętrzny spokój przede wszystkim. Nie stresujesz się na zapas. Czujesz się połączona z naturą. Ja to bardzo mocno czuję. Ja czuję, jak jestem połączona z naturą.
A jak byłam na nieoptymalnej ścieżce życia, to czujesz się , jakbyś był zamknięty w pokoju; w jakiejś klatce.
Mimo tego, że jestem dokładnie w tej samej sytuacji i finansowej, i życiowej… a życie mi się zmieniło o 180 stopni.
Trzeba się otworzyć. Trzeba być gotowym na to, by zmienić swoje życie. Sesje nie trwają krótko, co też jest niesamowite, bo to jest Twój czas. Ty poświęcasz swój czas, swoją energię. I Ty ze mną wałkujesz temat, dopóki Ty nie jesteś na 100% pewna, że ja jestem już w dobrym miejscu. Bo czasem ja Ci wcześniej mówiłam, że już jest dobrze, ale Ty wtedy mówisz: „a to zobaczymy jeszcze z tej, z tamtej, z trzeciej strony…” I gdzieś dociekasz tego. Masz swoje narzędzia, którymi możesz dotrzeć, czy to już jest to, czy jeszcze nie. To jest super.
„Magicznie” moja egzema zniknęła. Ja wiem, że Ty nie leczysz tej egzemy, ale zniknęła.
Dwa lata się z tym borykałam. Nie wiem, u ilu dermatologów byłam. Mój ojciec jest lekarzem. Przynosił mi różnego rodzaju specyfiki od najlepszych dermatologów w Polsce i… no jakoś nie działało.
A jak poradziłam sobie z sobą. Uwolniłam siebie. I nie ma.
Pamiętam, jak Ci mówiłam, że ja muszę wszystko sama, że ja nie mam czasu na nic, bo ja wszystko muszę. A tu jednak się okazało, że ja nic nie muszę. I tak naprawdę nikt tego ode mnie nie wymagał. Tylko ja sobie sama nakładałam na siebie mnóstwo obowiązków i takiego poczucia, że ja muszę. To mi zabierało nie dość, że mnóstwo czasu, to mnóstwo energii i nie byłam otwarta na działanie kreatywne. Bo wtedy nie masz czasu na to. Jesteś sama gdzieś tam w sobie spiętym kłębkiem nerwów.