Najpierw powiem wprost: wahałam się, czy ten post napisać, bo jest dość osobisty i aby przekazać w nim to, co chcę przekazać, potrzebuję odsłonić kimono…
To ma swoje dobre i złe strony. Na co dzień pracują ze mną Ludzie (tacy, jak Ty), którzy się przede mną otwierają – czasem baaaaardzo, a czasem jeszcze bardziej 😉 Jednocześnie ja świadomie pracując 1×1 z Ludźmi wchodzę w rolę przewodnika. Towarzyszę Ci jedynie w jakimś kawałku Twojej drogi. Prawda jest jednak taka, że to Ty jesteś Bohaterem. Dlatego rzadko kiedy w spotkaniach 1×1 się otwieram i dzielę osobistym doświadczeniem. Zazwyczaj nie jest to potrzebne, abyś Ty-Bohater mógł osiągnąć to, co zamierzasz (a zatem dla realizacji celu sesji 1×1 moje dzielenie się sobą nie ma większego znaczenia).
Jednocześnie krok, który robię obecnie zmienia moją codzienność… Dodatkowo część osób, która się do mnie zwracała, wprost mówiła o tym, że potrzebowała więcej czasu, by mnie wirtualnie poznać, bo wówczas dopiero mogła poczuć, czy jestem dla niej akurat tym przewodnikiem, jakiego potrzebuje na obecnym etapie swojego życia.
To mnie przekonało, żeby jednak kimono zdeka odsłonić 😉 i tak oto piszę ten post…
Do tej pory moje dni były ułożone tak, by dawać mi ogrom spokoju i wolności. Dawno temu ułożyłam sobie aspekty biznesowe tak, by powstał z tego spójny system, który bez mojej dodatkowej pracy zapewniał mi zabukowany kalendarz na kilka miesięcy do przodu.
Jasne… aby taki system powstał, potrzebowałam przez 3 miesiące wykonać ogrom pracy. Przetestować. Wprowadzić lekkie poprawki. A później już po prostu pozwolić machinie działać 😉
Superprzydatne było moje wcześniejsze doświadczenie biznesowe i sprzedażowe. Dzięki temu mogłam ominąć wszelkie pułapki guru marketingowych i oprzeć się na rozwiązaniu, które było dla mnie najwygodniejsze, a jednocześnie pomyślane strategicznie tak, że dawało mi zapełniony kalendarz i jednocześnie mnóstwo czasu dla siebie i moich Dzieci 😀
To właśnie dzięki temu mogłam przez ostatnie lata spędzać dni z moimi Chłopcami. Mogłam zaangażować się w edukację domową. Mogłam być dwa dni w tygodniu w stajni. Mogłam sobie pozwolić na regularny basen, saunę i masaże. Mogłam planować wyjazdy dłuższe i krótsze. Mogłam godzinami włóczyć się po lesie i wdrapywać się na moją ukochaną Radunię. Mogłam też względnie spokojnie i bez stresu reagować na jakieś życiowe wywrotki (typu sportowe kontuzje synów, albo rodzinne wypadki).
Miałam ogrom czasu dla siebie i moich Dzieci i bardzo mi to pasowało 💓
Obecnie, po przeanalizowaniu potrzeb w grupach rozwojowych prowadzonych online, realizuję poszerzony program „Moja Droga do Zdrowej Pełni”. I powiedzmy sobie wprost: jego realizacja mocno wpłynie na to, w jaki sposób wykorzystuję codzienny czas. Najprościej rzecz ujmując: będę pracować więcej.
A zatem, czy to jest aby na pewno krok, który chcę zrobić?
Z zaskoczeniem sama odkryłam, że TAK. Jestem gotowa oddać sporą część mojego cennego czasu (a czas cenię najbardziej, bo zdaję sobie sprawę, że jak go zmarnujesz, to już „nie odrobisz”… nikt Ci go nie wróci) na rzecz poszerzonej pracy z Ludźmi w programie rozwojowym „Moja Droga do Zdrowej Pełni”.
Jak tylko sobie to uświadomiłam, to się za głowę złapałam i krytycznie spojrzałam w lustro z lekkim podejrzeniem, że mnie pogięło 😉
Ale kiedy zaczęłam w siebie zaglądać głębiej, to okazało się, że ogromna potrzeba, jaką realizowałam poprzez czas z moimi Dziećmi i edukację domową, to potrzeba wpływu.
Jest dla mnie ważne, żeby zostawić świat lepszym, niż go zastałam. Jednocześnie wierzę mocno w to, że najlepszym sposobem na to, jest zacząć od siebie i od swojego podwórka. Dlatego czas „wolny”, który miałam na swoją transformację i na bycie z moimi Chłopcami dawał mi dokładnie to – pozwalał mi realizować potrzebę konstruktywnego wpływu na świat. Dawał mi przekonanie, że w mojej własnej skali, zostawiam świat lepszym, niż ten, do którego zostałam zaproszona 😊
Dodatkowo moja praca z innymi Ludźmi i informacje zwrotne o ich przemianie pozwalały mi poszerzać skalę wpływu.
Dzięki temu codzienność miała dla mnie głęboki sens, nawet jeśli akurat zawierała wspólne obieranie ziemniaków, czy rozmowy o aktualnych wydarzeniach światowych (które same w sobie sens mogły stawiać na głowie).
Teraz jednak zadziały się w moim życiu dwie okoliczności, które pozwoliły mi spojrzeć na siebie nieco inaczej.
Obie ważne, choć ich skala jest zdecydowanie inna.
Pierwsza – najważniejsza – dotyczy tego, że moi Chłopcy rok po roku zdmuchują na urodzinowych tortach kolejne nastki. To oznacza, że potrzebują mnie obecnie zupełnie inaczej, niż kiedyś. Oznacza to także, że na teraz dużo bardziej istotna jest dla nich grupa odniesienia w postaci kolegów. Fajne jest to, że wciąż potrafimy otwarcie i głęboko ze sobą rozmawiać. Jednocześnie w ich codzienności jest mnie mniej (i uważam, że to zdrowo).
Jednak ten stan rzeczy w czasie zaczął mnie konfrontować z tym, że coraz bardziej odzywa się we mnie potrzeba konstruktywnego wpływania na świat. Uwielbiam patrzeć, jak świat się zmienia na lepsze – nawet jeśli zmiany są w skali życia jednostek, a nie narodów 😉 Odkryłam dla siebie, że sensownie wypełniana rola przewodnika i informacje zwrotne od Ludzi, z którymi pracuję, z których wynika, że z każdym krokiem, są coraz bliżej życia, które kochają, w którym kochają i które ma znaczenie… dają mi ogromne poczucie sensu. Napełniają mnie wewnętrzną harmonią. A im bardziej realizuję siebie w taki sposób, tym bardziej czuję to życiowe flow i tym bliżej jestem mojego Wielkiego PO CO.
Zatem – pisząc z przymrużeniem oka – możesz podziękować moim Chłopcom, że na teraz dłuższe przebywanie z mamą jest krindżowe 😉 Dzięki temu z radością im daję więcej wolności, a Tobie więcej mojego czasu – cały czas zachowując dla siebie głębokie poczucie życiowego sensu 😉
I jak może pamiętasz… wyżej pisałam o dwóch okolicznościach, które zaprowadziły mnie do punktu, w którym chętnie zmieniam zakres mojej dostępności w programie „Moja Droga do Zdrowej Pełni”… A zatem:
Może kojarzysz takie sytuacje, kiedy przeczytana książka, obejrzany film, rozmowa z przypadkowym Człowiekiem (albo zupełnie nieprzypadkowym) daje Ci nową perspektywę… Możesz spojrzeć na życie pod innym kątem. Możesz usłyszeć to, co do tej pory było dla Ciebie zatopione w ciszy. Możesz przejrzeć się w innym, niż zazwyczaj lustrze, by odkryć to, co do tej pory było dla Ciebie zakryte.
Dla mnie jednym z takich doświadczeń była multisensoryczna wystawa Van Gogh’a. Jeśli Ciebie ona ominęła, to namiastkę tego doświadczenia możesz dostać tutaj:
Trudno mi było z wystawy wyjść. Przestałam liczyć czas. Po prostu całkowicie zanurzyłam się w obrazach, kolorach, muzyce, historii i – co dla mnie było najważniejsze – słowach Van Gogh’a zaczerpniętych z jego listów. Byłam poruszona do najmniejszej, budującej mnie, drobinki. Mój Kochany, widząc moją reakcję, zaproponował film „Loving Vincent”, który okazał się piękną kontynuacją wystawy i prawdziwą ucztą dla oczu i umysłu 😊
Największy wpływ wywarły na mnie słowa Vincenta Van Gogh’a. Jedne z wielu, które pisał w liście do swojego brata… Dla mnie jednak były one ogromnie otwierające:
Zapłaciłem za moją pracę życie, a kosztowało mnie to połowę rozumu.
Te słowa brzmiały echem we mnie jeszcze przez kilka dni. W trakcie tych dni zdałam sobie sprawę z tego, że wiele osób, które do mnie przychodzi jest, jak Vincent Van Gogh.
Sprawdź, czy też jesteś, jak ten wielki artysta:
Wiesz i wewnętrznie czujesz, że możesz dokonać wielkich rzeczy. Naturalnie ciągnie Cię do Twojej własnej przemiany i do pomagania innym. Kiedy przeżywasz "pik", to czujesz, że jesteś tutaj po WIĘCEJ!
Możesz to robić w różnej formie. Możesz być coachem, terapeutą, naturopatą, lekarzem, artystą, psychoterapeutą, masażystą, osteopatą, konsultantem, szeptuchą... czy też w jakikolwiek inny sposób możesz nieść innym światełko w tunelu 😉
Na co dzień nie możesz w pełni swojego potencjału zrealizować, a Twój biznes związany z pomaganiem innym Ludziom nie działa tak dobrze, jak by mógł
Wiesz, że za życia Vincent Van Gogh sprzedał tylko jeden swój obraz, podczas gdy po jego śmierci ceny jego obrazów sięgają niebotycznych kwot? Może i Ty masz tak dużo wartościowych rzeczy do zaoferowania Światu, ale ci, którym najbardziej możesz pomóc, jakby CIę nie widzieli?
Może z trudnościami musisz się zmagać samotnie… nawet jeśli masz blisko siebie innych Ludzi? Może doświadczasz braku zrozumienia? A może po prostu prowadzenie biznesu nastawionego na pomaganie, paradoksalnie izoluje Cię od innych?
Jeśli obserwujesz, że trudniej niż innym przychodzi Ci osiągnięcie zamierzonych celów... że musisz włożyć dużo więcej pracy... że im więcej robisz, tym więcej jest do zrobienia... to TAK, w tym też przypominasz Van Gogh'a
Z jednej strony kochasz to, co robisz, ale z drugiej strony przysparza Ci to kłopotów i cierpienia… a może nawet przychodzi Ci czasem myśleć, że się do tego nie nadajesz?
Może inni stawiają przed Tobą oczekiwania, którym nie możesz sprostać? A może samodzielnie tak wysoko windujesz poprzeczkę?
Zdałam sobie sprawę z tego, jak wiele osób, które zawodowo pomagają innym (czasem poprzez swoje prowadzenie, czy leczenie, a czasem poprzez sztukę) przez lata tkwi w miejscu, w którym zawodowo funkcjonuje, jak bezwolna ofiara okoliczności.
Vincent kochał to, co robił. Kiedy malował wchodził w ekstatyczne stany. Jednocześnie pisał, że jako artysta nic nie osiągnie i się już z tym pogodził. Pisał, że malowanie jest trudne i wiąże się z cierpieniem.
Wiesz, że wśród Ludzi zawodowo pomagającym innym (zazwyczaj po 7 latach pracy) ujawniają się cechy tych schorzeń lub dysfunkcji, w obszarze których pomagają innym Ludziom? Ludzie wyciągający innych z depresji, sami na depresję zapadają. Leczący raka – umierają na raka. Itd.
Wewnętrzne koszty pomagania innym są ogromne. Często wiąże się to z odpaleniem całych rzeszy wewnętrznych, destrukcyjnych programów. Trochę jak stan u korespondentów wojennych, którzy nie uczestniczą bezpośrednio w działaniach zbrojnych, ale cierpią na PTSD.
Dodatkowo – o czym się prawie nie mówi – spora część Ludzi pomagających innym, kopiuje od nich destrukcyjne programy, przez co obciąża się jeszcze bardziej.
O tej niewygodnej prawdzie się nie mówi, bo większość Ludzi nie zna mechanizmu tego kopiowania i nie wie, jak mu zaradzić.
Na szczęście, kiedy sięgnąć do pamięci komórkowej… kiedy wiesz, z jakich narzędzi skorzystać, możesz ominąć cały ten trudny syndrom wypalenia! Możesz przeżywać to, co Vincent malujący swoje obrazy – satysfakcję, przepływ i szczęście. Nie musisz natomiast mierzyć się z trudnościami, mozołem, niezrozumieniem, wypaleniem i cierpieniem.
W końcu jesteś tutaj m.in. po to, by Świat stał się lepszym miejscem. Twojej misji nie wypełni „ktoś taki, jak Ty” – tylko Ty jesteś w stanie to zrobić.
Mi zależy na tym, żeby było to dla Ciebie łatwiejsze, przyjazne, sensowne i satysfakcjonujące.
Wszak po co ma być trudno, skoro może być łatwiej
Vincent Van Gogh czuł się niesamowicie samotny. Przez pewien czas żył marzeniem o stworzeniu domu pełnego artystów uczących się od siebie i inspirujących siebie nawzajem… To marzenie się nie ziściło, ale dla mnie ciekawe w tym podejściu jest jeszcze coś. Jak czytasz wyżej, dla Vincenta sztuka była związana z tym wewnętrznym rozdarciem. Przeżywał on silnie ten jej trudny komponent. Jednocześnie był tak samotny i wyobcowany, że to właśnie poprzez sztukę próbował się połączyć z innymi. Mimo, że stawiała go ona niejednokrotnie w tak cholernie trudnej sytuacji…
Widzę czasem ten rys, gdy pracuję z Człowiekiem zawodowo pomagającym innym – z terapeutą, coachem, osteopatą, lekarzem, naturopatą, psychoterapeutą, masażystą, fizykoterapeutą itp.
Dla wielu osób w tym położeniu, mierzenie się z sytuacją innych, potęguje ich własne, codzienne trudności Tym bardziej w takich okolicznościach, Ludzie pomagający innym, czują samotność. Nie mówiąc już o tym, że samo prowadzenie biznesu, dla wielu jest doświadczeniem samotności i niezrozumienia.
Jakie jest najczęstsze rozwiązanie, po które Ludzie w tej sytuacji sięgają? Te samo, po które chciał sięgnąć Vincent, choć w światku Ludzi pomagających innym, są to zazwyczaj superwizje i treningi zawodowe odbywające się w gronie podobnych do siebie. Niestety ten sposób połączenia z innymi, to zazwyczaj sposób poprzez przeżywanie trudnych doświadczeń (raz kolejny).
Oczywiście wszystko zależy od metody i nie ma sensu generalizować, jednak w wielu przypadkach to „rozwiązanie” pogłębia problem. Nie dość, że stawia Cię w sytuacji spotęgowanych trudności, to jeszcze trzyma Cię w logicznej bańce definiującej Twój świat zgodnie z konkretnymi kryteriami.
Pal sześć, jeśli akurat sięgasz po metodę, która rzeczywiście uwalnia od obciążeń. W takim przypadku jest szansa, że wyjdziesz na prostą (zawsze pozostaje pytanie o tempo i przyjazność, ale szansa jest).
Co jednak, jeśli sięgasz po metody, przez które od lat kręcisz się w kółko i co rusz zauważasz w życiu ten sam schemat? Zazwyczaj rozmieniasz się na drobne. Na swojej energii ciągniesz procesy tych, którym pomagasz, a dla Ciebie niewiele zostaje, przez co Twoje życie zaczyna niedomagać w wieku obszarach
Ach, gdyby tylko… no właśnie; gdyby mieć na wyciągnięcie ręki narzędzia, które wyciągają Cię z odizolowującej Cię bańki… narzędzia sięgające głęboko do pamięci komórkowej i wyciągające Cię ze szponów samotności… konstruktywne wsparcie przewodnika i wartościowe i budujące wspólne doświadczenia z innymi Ludźmi, którzy dzielą z Tobą te same wartości…
Na szczęście teraz to jest możliwe >>>
Van Gogh w tej swojej samotności i cierpieniu przeżywał jeszcze jedno wewnętrzne rozdarcie. Z jednej strony szukał ratunku w Bogu, a z drugiej strony dawał w swoich słowach świadectwo całkowitego zwątpienia w siłę wyższą.
Łatwo o taki stan, kiedy nie starcza wewnętrznych zasobów. Kiedy wszystko jest na Twojej głowie – nie tylko Twoje własne sprawy, ale też problemy innych Ludzi.
Kroczenie ścieżką związaną z pomaganiem innym – aby było dla Ciebie wartościowe i zasobne – wymaga dostępu do sił leczących. Są one potrzebne Tobie, jak i Ludziom, z którymi pracujesz.
Ta ścieżka wymaga też od Ciebie ogromu wewnętrznych zasobów – spokoju, miłości, przepływu, wdzięczności i in. To dzięki nim okazuje się, że Świat Ci sprzyja na tysiące sposobów, a życie samo się układa w sposób dla Ciebie najlepszy.
Super, że teraz możesz mieć już łatwy dostęp do rozwiązań, które dają Ci dostęp do wewnętrznych sił leczących, a także do rozwiązań mogących powiększyć Twoje wewnętrzne zasoby
Z czym zatem skonfrontowała mnie multisensoryczna wystawa Van Gogh’a?
Z tym, że ja, chcąc czuć sens tego, co robię i konstruktywny wpływ, jaki mam na świat, z radością pracuję z tymi, którzy na co dzień pomagają innym Ludziom.
Jestem przekonana, że kiedy Uczeń jest gotowy, to nauczyciel się znajdzie, więc do Ciebie będą trafiać Ludzie, którzy są gotowi dokładnie na to, co możesz im dać na tym etapie drogi, na którym właśnie są.
Wierzę, że kiedy transformujemy siebie i pomagamy innym w ich transformacji, to na lepsze zmieniamy Świat – oddolnie i kawałek po kawałku. A dla mnie jest ważne, by zostawić Świat lepszym miejscem dla tych, którzy przyjdą po nas i poprzez nas
Wiem z doświadczenia, że ci, którzy pracują z innymi, często mają podobną misję, a do tego mają w sobie ogromny potencjał i nierzadko gigantyczny talent (jak Van Gogh). Jednak to, co ja swoim działaniem zasilam bazuje na tym, by ten potencjał kwitł już teraz (zamiast dawać Ci laury pośmiertnie).
Wierzę, że wszyscy na Ziemi przechodzimy obecnie przez tak ważny czas, że owocne wykorzystanie naszych talentów i olbrzymiego potencjału może być właśnie tym czynnikiem, który zawyrokuje o różnicy w kierunku, jaki my, jako Ludzie obierzemy.
Dlatego właśnie uznaję, że tak ważna jest rola tych, którzy na co dzień pracują z innymi. Tych, których biznes polega na pomaganiu innym (w bardzo różnej formie).
Rusza mnie to, że wiele osób pracujących z innymi, może o sobie powiedzieć to samo, co Van Gogh: „Zapłaciłem za moją pracę życie, a kosztowało mnie to połowę rozumu.”
Tylko, że ja chcę dla Ciebie innego losu. Chcę Twojego codziennego poczucia, że jesteś w wewnętrznych zasobach. Chcę Twoich zewnętrznych obserwacji, że „sami z siebie” znajdują Cię Ludzie, którym potrafisz pomóc najlepiej. Chcę, żeby Twoja praca z innymi przynosiła korzyści i Tobie, i im. I chcę tego na większą skalę.
I to jest mój drugi powód, dla którego obecna edycja programu „Moja Droga do Zdrowej Pełni” jest poszerzona o biznesowe coachingi grupowe dla osób na co dzień pomagających innym.
Jasne. Wchodząc w „Moją Drogę do Zdrowej Pełni” – tak samo, jak do tej pory – dostajesz narzędzia, wiedzę i odpowiedzi na Twoje pytania, dzięki czemu możesz uwolnić każdy obszar swojego życia od obciążających programów. Możesz stawiać kroki, dzięki którym coraz prawdziwiej może brzmieć dla Ciebie zdanie: żyję życiem, które kocham, w którym kocham i które ma znaczenie!
Jednak teraz możesz dostać jeszcze więcej, a mianowicie dodatkowe coachingowe wsparcie w obszarze Twojego biznesu nastawionego na pomaganie innym.
Wszystko po to, żeby nie musieć płacić za pracę życiem i by nie kosztowało Cię to połowy rozumu.
Zapraszam Cię do zabawy otwierającej oczy z kartami Osho Zen 🙂 Wylosowana karta, może pomóc Ci zobaczyć, co towarzyszy Ci obecnie w życiu (ogólnie lub w wybranym przez Ciebie temacie).
Oczywiście możesz powiedzieć, że opis kart pasuje do każdej sytuacji i każdego człowieka. Może i tak jest… Jednak refleksja nad tu i teraz jest Twoim wyborem, a wnioski są tylko i wyłącznie Twoje.
Zaufaj intuicji 😉 i upewnij się, że nie wypierasz treści, których nie chcesz usłyszeć.
Najpierw powiem wprost: wahałam się, czy ten post napisać, bo jest dość osobisty i aby przekazać w nim to, co chcę przekazać, potrzebuję odsłonić kimono…
To ma swoje dobre i złe strony. Na co dzień pracują ze mną Ludzie (tacy, jak Ty), którzy się przede mną otwierają – czasem baaaaardzo, a czasem jeszcze bardziej 😉 Jednocześnie ja świadomie pracując 1×1 z Ludźmi wchodzę w rolę przewodnika. Towarzyszę Ci jedynie w jakimś kawałku Twojej drogi. Prawda jest jednak taka, że to Ty jesteś Bohaterem. Dlatego rzadko kiedy w spotkaniach 1×1 się otwieram i dzielę osobistym doświadczeniem. Zazwyczaj nie jest to potrzebne, abyś Ty-Bohater mógł osiągnąć to, co zamierzasz (a zatem dla realizacji celu sesji 1×1 moje dzielenie się sobą nie ma większego znaczenia).
Jednocześnie krok, który robię obecnie zmienia moją codzienność… Dodatkowo część osób, która się do mnie zwracała, wprost mówiła o tym, że potrzebowała więcej czasu, by mnie wirtualnie poznać, bo wówczas dopiero mogła poczuć, czy jestem dla niej akurat tym przewodnikiem, jakiego potrzebuje na obecnym etapie swojego życia.
To mnie przekonało, żeby jednak kimono zdeka odsłonić 😉 i tak oto piszę ten post…
Do tej pory moje dni były ułożone tak, by dawać mi ogrom spokoju i wolności. Dawno temu ułożyłam sobie aspekty biznesowe tak, by powstał z tego spójny system, który bez mojej dodatkowej pracy zapewniał mi zabukowany kalendarz na kilka miesięcy do przodu.
Jasne… aby taki system powstał, potrzebowałam przez 3 miesiące wykonać ogrom pracy. Przetestować. Wprowadzić lekkie poprawki. A później już po prostu pozwolić machinie działać 😉
Superprzydatne było moje wcześniejsze doświadczenie biznesowe i sprzedażowe. Dzięki temu mogłam ominąć wszelkie pułapki guru marketingowych i oprzeć się na rozwiązaniu, które było dla mnie najwygodniejsze, a jednocześnie pomyślane strategicznie tak, że dawało mi zapełniony kalendarz i jednocześnie mnóstwo czasu dla siebie i moich Dzieci 😀
To właśnie dzięki temu mogłam przez ostatnie lata spędzać dni z moimi Chłopcami. Mogłam zaangażować się w edukację domową. Mogłam być dwa dni w tygodniu w stajni. Mogłam sobie pozwolić na regularny basen, saunę i masaże. Mogłam planować wyjazdy dłuższe i krótsze. Mogłam godzinami włóczyć się po lesie i wdrapywać się na moją ukochaną Radunię. Mogłam też względnie spokojnie i bez stresu reagować na jakieś życiowe wywrotki (typu sportowe kontuzje synów, albo rodzinne wypadki).
Miałam ogrom czasu dla siebie i moich Dzieci i bardzo mi to pasowało
Obecnie, po przeanalizowaniu potrzeb w grupach rozwojowych prowadzonych online, realizuję poszerzony program „Moja Droga do Zdrowej Pełni”. I powiedzmy sobie wprost: jego realizacja mocno wpłynie na to, w jaki sposób wykorzystuję codzienny czas. Najprościej rzecz ujmując: będę pracować więcej.
A zatem, czy to jest aby na pewno krok, który chcę zrobić?
Z zaskoczeniem sama odkryłam, że TAK. Jestem gotowa oddać sporą część mojego cennego czasu (a czas cenię najbardziej, bo zdaję sobie sprawę, że jak go zmarnujesz, to już „nie odrobisz”… nikt Ci go nie wróci) na rzecz poszerzonej pracy z Ludźmi w programie rozwojowym „Moja Droga do Zdrowej Pełni”.
Jak tylko sobie to uświadomiłam, to się za głowę złapałam i krytycznie spojrzałam w lustro z lekkim podejrzeniem, że mnie pogięło 😉
Ale kiedy zaczęłam w siebie zaglądać głębiej, to okazało się, że ogromna potrzeba, jaką realizowałam poprzez czas z moimi Dziećmi i edukację domową, to potrzeba wpływu.
Jest dla mnie ważne, żeby zostawić świat lepszym, niż go zastałam. Jednocześnie wierzę mocno w to, że najlepszym sposobem na to, jest zacząć od siebie i od swojego podwórka. Dlatego czas „wolny”, który miałam na swoją transformację i na bycie z moimi Chłopcami dawał mi dokładnie to – pozwalał mi realizować potrzebę konstruktywnego wpływu na świat. Dawał mi przekonanie, że w mojej własnej skali, zostawiam świat lepszym, niż ten, do którego zostałam zaproszona 😊
Dodatkowo moja praca z innymi Ludźmi i informacje zwrotne o ich przemianie pozwalały mi poszerzać skalę wpływu.
Dzięki temu codzienność miała dla mnie głęboki sens, nawet jeśli akurat zawierała wspólne obieranie ziemniaków, czy rozmowy o aktualnych wydarzeniach światowych (które same w sobie sens mogły stawiać na głowie).
Teraz jednak zadziały się w moim życiu dwie okoliczności, które pozwoliły mi spojrzeć na siebie nieco inaczej.
Obie ważne, choć ich skala jest zdecydowanie inna.
Pierwsza – najważniejsza – dotyczy tego, że moi Chłopcy rok po roku zdmuchują na urodzinowych tortach kolejne nastki. To oznacza, że potrzebują mnie obecnie zupełnie inaczej, niż kiedyś. Oznacza to także, że na teraz dużo bardziej istotna jest dla nich grupa odniesienia w postaci kolegów. Fajne jest to, że wciąż potrafimy otwarcie i głęboko ze sobą rozmawiać. Jednocześnie w ich codzienności jest mnie mniej (i uważam, że to zdrowo).
Jednak ten stan rzeczy w czasie zaczął mnie konfrontować z tym, że coraz bardziej odzywa się we mnie potrzeba konstruktywnego wpływania na świat. Uwielbiam patrzeć, jak świat się zmienia na lepsze – nawet jeśli zmiany są w skali życia jednostek, a nie narodów 😉 Odkryłam dla siebie, że sensownie wypełniana rola przewodnika i informacje zwrotne od Ludzi, z którymi pracuję, z których wynika, że z każdym krokiem, są coraz bliżej życia, które kochają, w którym kochają i które ma znaczenie… dają mi ogromne poczucie sensu. Napełniają mnie wewnętrzną harmonią. A im bardziej realizuję siebie w taki sposób, tym bardziej czuję to życiowe flow i tym bliżej jestem mojego Wielkiego PO CO.
Zatem – pisząc z przymrużeniem oka – możesz podziękować moim Chłopcom, że na teraz dłuższe przebywanie z mamą jest krindżowe 😉 Dzięki temu z radością im daję więcej wolności, a Tobie więcej mojego czasu – cały czas zachowując dla siebie głębokie poczucie życiowego sensu 😉
I jak może pamiętasz… wyżej pisałam o dwóch okolicznościach, które zaprowadziły mnie do punktu, w którym chętnie zmieniam zakres mojej dostępności w programie „Moja Droga do Zdrowej Pełni”… A zatem:
Może kojarzysz takie sytuacje, kiedy przeczytana książka, obejrzany film, rozmowa z przypadkowym Człowiekiem (albo zupełnie nieprzypadkowym) daje Ci nową perspektywę… Możesz spojrzeć na życie pod innym kątem. Możesz usłyszeć to, co do tej pory było dla Ciebie zatopione w ciszy. Możesz przejrzeć się w innym, niż zazwyczaj lustrze, by odkryć to, co do tej pory było dla Ciebie zakryte.
Dla mnie jednym z takich doświadczeń była multisensoryczna wystawa Van Gogh’a. Jeśli Ciebie ona ominęła, to namiastkę tego doświadczenia możesz dostać tutaj:
Trudno mi było z wystawy wyjść. Przestałam liczyć czas. Po prostu całkowicie zanurzyłam się w obrazach, kolorach, muzyce, historii i – co dla mnie było najważniejsze – słowach Van Gogh’a zaczerpniętych z jego listów. Byłam poruszona do najmniejszej, budującej mnie, drobinki. Mój Kochany, widząc moją reakcję, zaproponował film „Loving Vincent”, który okazał się piękną kontynuacją wystawy i prawdziwą ucztą dla oczu i umysłu 😊
Największy wpływ wywarły na mnie słowa Vincenta Van Gogh’a. Jedne z wielu, które pisał w liście do swojego brata… Dla mnie jednak były one ogromnie otwierające:
Zapłaciłem za moją pracę życie, a kosztowało mnie to połowę rozumu.
Te słowa brzmiały echem we mnie jeszcze przez kilka dni. W trakcie tych dni zdałam sobie sprawę z tego, że wiele osób, które do mnie przychodzi jest, jak Vincent Van Gogh.
Sprawdź, czy też jesteś, jak ten wielki artysta:
Wiesz i wewnętrznie czujesz, że możesz dokonać wielkich rzeczy. Naturalnie ciągnie Cię do Twojej własnej przemiany i do pomagania innym. Kiedy przeżywasz "pik", to czujesz, że jesteś tutaj po WIĘCEJ!
Możesz to robić w różnej formie. Możesz być coachem, terapeutą, naturopatą, lekarzem, artystą, psychoterapeutą, masażystą, osteopatą, konsultantem, szeptuchą... czy też w jakikolwiek inny sposób możesz nieść innym światełko w tunelu 😉
Na co dzień nie możesz w pełni swojego potencjału zrealizować, a Twój biznes związany z pomaganiem innym Ludziom nie działa tak dobrze, jak by mógł
Wiesz, że za życia Vincent Van Gogh sprzedał tylko jeden swój obraz, podczas gdy po jego śmierci ceny jego obrazów sięgają niebotycznych kwot? Może i Ty masz tak dużo wartościowych rzeczy do zaoferowania Światu, ale ci, którym najbardziej możesz pomóc, jakby CIę nie widzieli?
Może z trudnościami musisz się zmagać samotnie… nawet jeśli masz blisko siebie innych Ludzi? Może doświadczasz braku zrozumienia? A może po prostu prowadzenie biznesu nastawionego na pomaganie, paradoksalnie izoluje Cię od innych?
Jeśli obserwujesz, że trudniej niż innym przychodzi Ci osiągnięcie zamierzonych celów... że musisz włożyć dużo więcej pracy... że im więcej robisz, tym więcej jest do zrobienia... to TAK, w tym też przypominasz Van Gogh'a
Z jednej strony kochasz to, co robisz, ale z drugiej strony przysparza Ci to kłopotów i cierpienia… a może nawet przychodzi Ci czasem myśleć, że się do tego nie nadajesz?
Może inni stawiają przed Tobą oczekiwania, którym nie możesz sprostać? A może samodzielnie tak wysoko windujesz poprzeczkę?
Zdałam sobie sprawę z tego, jak wiele osób, które zawodowo pomagają innym (czasem poprzez swoje prowadzenie, czy leczenie, a czasem przez sztukę) przez lata tkwi w miejscu, w którym zawodowo funkcjonuje, jak bezwolna ofiara okoliczności.
Vincent kochał to, co robił. Kiedy malował wchodził w ekstatyczne stany. Jednocześnie pisał, że jako artysta nic nie osiągnie i się już z tym pogodził. Pisał, że malowanie jest trudne i wiąże się z cierpieniem.
Wiesz, że wśród Ludzi zawodowo pomagającym innym (zazwyczaj po 7 latach pracy) ujawniają się cechy tych schorzeń lub dysfunkcji, w obszarze których pomagają innym Ludziom? Ludzie wyciągający innych z depresji, sami na depresję zapadają. Leczący raka – umierają na raka. Itd.
Wewnętrzne koszty pomagania innym są ogromne. Często wiąże się to z odpaleniem całych rzeszy wewnętrznych, destrukcyjnych programów. Trochę jak stan u korespondentów wojennych, którzy nie uczestniczą bezpośrednio w działaniach zbrojnych, ale cierpią na PTSD.
Dodatkowo – o czym się prawie nie mówi – spora część Ludzi pomagających innym, kopiuje od nich destrukcyjne programy, przez co obciąża się jeszcze bardziej.
O tej niewygodnej prawdzie się nie mówi, bo większość Ludzi nie zna mechanizmu tego kopiowania i nie wie, jak mu zaradzić.
Na szczęście, kiedy sięgnąć do pamięci komórkowej… kiedy wiesz, z jakich narzędzi skorzystać, możesz ominąć cały ten trudny syndrom wypalenia! Możesz przeżywać to, co Vincent malujący swoje obrazy – satysfakcję, przepływ i szczęście. Nie musisz natomiast mierzyć się z trudnościami, mozołem, niezrozumieniem, wypaleniem i cierpieniem.
W końcu jesteś tutaj m.in. po to, by Świat stał się lepszym miejscem. Twojej misji nie wypełni „ktoś taki, jak Ty” – tylko Ty jesteś w stanie to zrobić.
Mi zależy na tym, żeby było to dla Ciebie łatwiejsze, przyjazne, sensowne i satysfakcjonujące.
Wszak po co ma być trudno, skoro może być łatwiej
Vincent Van Gogh czuł się niesamowicie samotny. Przez pewien czas żył marzeniem o stworzeniu domu pełnego artystów uczących się od siebie i inspirujących siebie nawzajem… To marzenie się nie ziściło, ale dla mnie ciekawe w tym podejściu jest jeszcze coś. Jak czytasz wyżej, dla Vincenta sztuka była związana z tym wewnętrznym rozdarciem. Przeżywał on silnie ten jej trudny komponent. Jednocześnie był tak samotny i wyobcowany, że to właśnie poprzez sztukę próbował się połączyć z innymi. Mimo, że stawiała go ona niejednokrotnie w tak cholernie trudnej sytuacji…
Widzę czasem ten rys, gdy pracuję z Człowiekiem zawodowo pomagającym innym – z terapeutą, coachem, osteopatą, lekarzem, naturopatą, psychoterapeutą, masażystą, fizykoterapeutą itp.
Dla wielu osób w tym położeniu, mierzenie się z sytuacją innych, potęguje ich własne, codzienne trudności Tym bardziej w takich okolicznościach, Ludzie pomagający innym, czują samotność. Nie mówiąc już o tym, że samo prowadzenie biznesu, dla wielu jest doświadczeniem samotności i niezrozumienia.
Jakie jest najczęstsze rozwiązanie, po które Ludzie w tej sytuacji sięgają? Te samo, po które chciał sięgnąć Vincent, choć w światku Ludzi pomagających innym, są to zazwyczaj superwizje i treningi zawodowe odbywające się w gronie podobnych do siebie. Niestety ten sposób połączenia z innymi, to zazwyczaj sposób poprzez przeżywanie trudnych doświadczeń (raz kolejny).
Oczywiście wszystko zależy od metody i nie ma sensu generalizować, jednak w wielu przypadkach to „rozwiązanie” pogłębia problem. Nie dość, że stawia Cię w sytuacji spotęgowanych trudności, to jeszcze trzyma Cię w logicznej bańce definiującej Twój świat zgodnie z konkretnymi kryteriami.
Pal sześć, jeśli akurat sięgasz po metodę, która rzeczywiście uwalnia od obciążeń. W takim przypadku jest szansa, że wyjdziesz na prostą (zawsze pozostaje pytanie o tempo i przyjazność, ale szansa jest).
Co jednak, jeśli sięgasz po metody, przez które od lat kręcisz się w kółko i co rusz zauważasz w życiu ten sam schemat? Zazwyczaj rozmieniasz się na drobne. Na swojej energii ciągniesz procesy tych, którym pomagasz, a dla Ciebie niewiele zostaje, przez co Twoje życie zaczyna niedomagać w wieku obszarach
Ach, gdyby tylko… no właśnie; gdyby mieć na wyciągnięcie ręki narzędzia, które wyciągają Cię z odizolowującej Cię bańki… narzędzia sięgające głęboko do pamięci komórkowej i wyciągające Cię ze szponów samotności… konstruktywne wsparcie przewodnika i wartościowe i budujące wspólne doświadczenia z innymi Ludźmi, którzy dzielą z Tobą te same wartości…
Na szczęście teraz to jest możliwe >>>
Van Gogh w tej swojej samotności i cierpieniu przeżywał jeszcze jedno wewnętrzne rozdarcie. Z jednej strony szukał ratunku w Bogu, a z drugiej strony dawał w swoich słowach świadectwo całkowitego zwątpienia w siłę wyższą.
Łatwo o taki stan, kiedy nie starcza wewnętrznych zasobów. Kiedy wszystko jest na Twojej głowie – nie tylko Twoje własne sprawy, ale też problemy innych Ludzi.
Kroczenie ścieżką związaną z pomaganiem innym – aby było dla Ciebie wartościowe i zasobne – wymaga dostępu do sił leczących. Są one potrzebne Tobie, jak i Ludziom, z którymi pracujesz.
Ta ścieżka wymaga też od Ciebie ogromu wewnętrznych zasobów – spokoju, miłości, przepływu, wdzięczności i in. To dzięki nim okazuje się, że Świat Ci sprzyja na tysiące sposobów, a życie samo się układa w sposób dla Ciebie najlepszy.
Super, że teraz możesz mieć już łatwy dostęp do rozwiązań, które dają Ci dostęp do wewnętrznych sił leczących, a także do rozwiązań mogących powiększyć Twoje wewnętrzne zasoby
Z czym zatem skonfrontowała mnie multisensoryczna wystawa Van Gogh’a?
Z tym, że ja, chcąc czuć sens tego, co robię i konstruktywny wpływ, jaki mam na świat, z radością pracuję z tymi, którzy na co dzień pomagają innym Ludziom.
Jestem przekonana, że kiedy Uczeń jest gotowy, to nauczyciel się znajdzie, więc do Ciebie będą trafiać Ludzie, którzy są gotowi dokładnie na to, co możesz im dać na tym etapie drogi, na którym właśnie są.
Wierzę, że kiedy transformujemy siebie i pomagamy innym w ich transformacji, to na lepsze zmieniamy Świat – oddolnie i kawałek po kawałku. A dla mnie jest ważne, by zostawić Świat lepszym miejscem dla tych, którzy przyjdą po nas i poprzez nas
Wiem z doświadczenia, że ci, którzy pracują z innymi, często mają podobną misję, a do tego mają w sobie ogromny potencjał i nierzadko gigantyczny talent (jak Van Gogh). Jednak to, co ja swoim działaniem zasilam bazuje na tym, by ten potencjał kwitł już teraz (zamiast dawać Ci laury pośmiertnie).
Wierzę, że wszyscy na Ziemi przechodzimy obecnie przez tak ważny czas, że owocne wykorzystanie naszych talentów i olbrzymiego potencjału może być właśnie tym czynnikiem, który zawyrokuje o różnicy w kierunku, jaki my, jako Ludzie obierzemy.
Dlatego właśnie uznaję, że tak ważna jest rola tych, którzy na co dzień pracują z innymi. Tych, których biznes polega na pomaganiu innym (w bardzo różnej formie).
Rusza mnie to, że wiele osób pracujących z innymi, może o sobie powiedzieć to samo, co Van Gogh: „Zapłaciłem za moją pracę życie, a kosztowało mnie to połowę rozumu.”
Tylko, że ja chcę dla Ciebie innego losu. Chcę Twojego codziennego poczucia, że jesteś w wewnętrznych zasobach. Chcę Twoich zewnętrznych obserwacji, że „sami z siebie” znajdują Cię Ludzie, którym potrafisz pomóc najlepiej. Chcę, żeby Twoja praca z innymi przynosiła korzyści i Tobie, i im. I chcę tego na większą skalę.
I to jest mój drugi powód, dla którego obecna edycja programu „Moja Droga do Zdrowej Pełni” jest poszerzona o biznesowe coachingi grupowe dla osób na co dzień pomagających innym.
Jasne. Wchodząc w „Moją Drogę do Zdrowej Pełni” – tak samo, jak do tej pory – dostajesz narzędzia, wiedzę i odpowiedzi na Twoje pytania, dzięki czemu możesz uwolnić każdy obszar swojego życia od obciążających programów. Możesz stawiać kroki, dzięki którym coraz prawdziwiej może brzmieć dla Ciebie zdanie: żyję życiem, które kocham, w którym kocham i które ma znaczenie!
Jednak teraz możesz dostać jeszcze więcej, a mianowicie dodatkowe coachingowe wsparcie w obszarze Twojego biznesu nastawionego na pomaganie innym.
Wszystko po to, żeby nie musieć płacić za pracę życiem i by nie kosztowało Cię to połowy rozumu.
Napisz komu i na jaki adres mailowy czyżyk ma wysłać spis najczęstszych programów, które mogą Cię ograniczać w życiu, w związku, w rodzicielstwie, w karierze lub w biznesie. Poznaj, co tak naprawdę Ci przeszkadza i uwolnij się od tego!